"Bądźcie odważni! - powiedział wczoraj Lech Kaczyński grupie odznaczonych pracowników IPN. Bądźcie odważni! - apeluję do tych samych ludzi, prosząc ich w wysłanym wczoraj liście o zbadanie pokrewieństwa Lecha i Jarosława Kaczyńskich oraz ich ojca Rajmunda z Wilhelmem Świątkowskim, prezesem Najwyższego Sądu Wojskowego w czasach stalinizmu, oficerem śledczym Armii Czerwonej" - pisze Janusz Palikot na blogu na Onet.pl.
>>> Kaczyński: Praca w IPN wymaga odwagi
"Z oficjalnych informacji wynika, że ojciec Lecha i Jarosława Kaczyńskich - Rajmund Kaczyński, urodził się w 1922 roku w Grajewie z matki Franciszki ze Świątkowskich, urodzonej w Gronowce koło Odessy. Z tej samej miejscowości pochodził pułkownik Wilhelm Świątkowski. Czy był bratem babki Kaczyńskich? Wujkiem dla ich ojca?" - pyta kontrowersyjny poseł Platformy Obywatelskiej.
Kim był Wilhelm Świątkowski? I Palikot podaje życiorys stalinowskiego prokuratora: "Absolwent Charkowskiej Szkoły Prawniczej i Wojskowej Wyższej Akademii Prawa w Moskwie. Od 1940 r. w Armii Czerwonej jako oficer śledczy, szef prokuratury 204 Dywizji Piechoty. Był dyplomowanym prawnikiem wojskowym ZSRR. Do Ludowego Wojska Polskiego polecono mu wstąpić w czerwcu 1944 r.; rozpoczął służbę od stanowiska szefa Wojskowej Prokuratury 1 Dywizji Piechoty. Późniejsza kariera: prokurator Wojskowej Prokuratury w Poznaniu, prokurator Prokuratury Marynarki Wojennej. 1 listopada 1950 r. Komisja Wojskowa Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR powołała Wilhelma Świątkowskiego na prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego. (...) Organizował tzw. trójki sędziowskie złożone z całkowicie uległych sędziów, ślepo wykonujących polecenia władz. W oparciu o teorię Stalina o zaostrzającej się walce klasowej wojskowy aparat represji wrogów poszukiwał dosłownie wszędzie i wszelkimi metodami. W 1954 r. odwołano go do kraju pochodzenia".
>>> Kaczyński: Dziadek nie był komunistą
"Państwo zapytają, i słusznie, dlaczego ja to robię? Proszę doczytać do końca… Kaczyńscy i ich najwierniejsi pretorianie mają do polityki podejście marksistowskie, choć raczej w stalinowskim wydaniu marksizmu. Nie przeszkadza im wypominanie przeciwnikom politycznym ani narodowości, ani więzi krwi z członkami KPP czy PZPR - przeciwnie: przynależność lub luźny rodzinny związek ze strukturami PRL w ich mniemaniu dyskwalifikuje człowieka, odbiera prawo do wydawania ocen moralnych i politycznych, albo wręcz - zabrania udziału w publicznej debacie" - stwierdza Janusz Palikot.