O tym, że Marcin Libicki jednak nie znajdzie się na liście w Poznaniu, w środę wieczorem w tajnym głosowaniu zdecydował komitet polityczny PiS. "To chyba pierwszy przypadek w historii, by było głosowanie na komitecie" - przyznaje prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wynik nie pozostawiał wątpliwości: 18 do 6 przeciw Libickiemu.
>>> Kaczyński ujawnia kulisy rewolty w PiS
Już wtedy było pewne, że następnego dnia partię opuszczą posłowie związani z tym eurodeputowanym: jego syn Jan Filip Libicki i Jacek Tomczak. Wcześniej grozili takim krokiem władzom PiS. W ich ślady poszło jeszcze trzech radnych: dwóch miejskich z Poznania, jeden z sejmiku.
"Nie wydarzyło się nic, czego byśmy się nie spodziewali" - zapewnia wielkopolski poseł PiS Tomasz Górski. Jego zdaniem odejście Libickich może uzdrowić sytuację w regionie, którym starali się niepodzielnie rządzić. "W 2007 roku mieliśmy tu najgorszy wynik w skali kraju. A gdyby nie Zyta Gilowska i jej ponad 50 tys. głosów, byłoby jeszcze gorzej" - przypomina poseł Górski.
Libiccy nie chcą mówić, co będą dalej robić w polityce. Zapewniają, że ich decyzja o odejściu jest honorowa, a nie polityczna i żadnych planów nie mają. Marcin Libicki powiedział tylko, że miał już trzy telefony z propozycjami startu w eurowyborach z innych list, ale wszystkim odmówił. "Były dla mnie nie do zaakceptowania, ale z PO telefonu nie było" - przyznał. Libicki dziwił się też, dlaczego PiS tak lekko pozbywa się tak dobrego kandydata jak on.
>>> Rewolta we władzach poznańskiego PiS
A dlaczego PiS się go pozbyło? Powód jest oczywisty: to lustracyjna przeszłość europosła. Libicki ma ekspertyzy znanych historyków, które oczyszczają go z zarzutu bycia agentem. Ale z naszych informacji wynika, że już kilka miesięcy temu PiS zleciło kwerendę akt Libickiego jednemu z pracowników IPN. "Nie zostawiają żadnych wątpliwości, że bardzo szkodził, jego akta są przerażające. Choć oczywiście sąd go oczyści z zarzutu, bo formalnie nie był tajnym współpracownikiem, choć donosił" - mówi jeden z posłów PiS, który interesował się tą sprawą.
O ile konflikt w Poznaniu może oczyścić sytuację wewnątrz PiS, o tyle sytuacja w Kujawsko-Pomorskiem jest coraz trudniejsza. W ostatniej chwili "jedynkę" dostał tam Ryszard Czarnecki.
Przez kilka miesięcy miejsce to było zarezerwowane przez prezesa Kaczyńskiego dla Kosmy Złotowskiego. "Gdy wyjeżdżałem w środę wieczorem z Warszawy, naszym kandydatem był Złotowski, a gdy dojechałem do domu już Czarnecki" - żali się Wojciech Mojzesowicz szefujący PiS w Bydgoszczy. I dodaje zdenerwowany: "Za stary jestem na takie numery, zastanawiam się, co dalej".
>>> Oto tajna lista kandydatów PiS do Brukseli
W Toruniu z kolei poseł Zbigniew Girzyński ma swojego kandydata. Przemysław Przybylski ma w dodatku poparcie Radia Maryja, co sprawia, że może być czarnym koniem listy PiS. "Nam więc wszystko jedno, czy Złotowski z Bydgoszczy, czy Czarnecki z Wrocławia" - mówi toruński działacz PiS.
Co na to wszystko Czarnecki? "Okoliczności nie zostały zawinione przeze mnie, ale wierzę, że mimo trudnego startu stworzymy zgrany team i wygramy mandat dla PiS bez względu na to, kto miałby zostać europosłem" - powiedział.