Rząd uważa prognozę komisji za zbyt pesymistyczną i wczoraj podczas wizyty w Brukseli minister finansów Jacek Rostowski rozmawiał o tym z unijnym komisarzem ds. finansów Joaquinem Almunią."Każdy ma prawo do swych prognoz i każdy bierze za nie odpowiedzialność" - mówił po spotkaniu minister. We wczorajszym wywiadzie dla DZIENNIKA Rostowski stwierdził, że prognoza została stworzona bez konsultacji z polskim rządem. Komisja przyznaje, że ostatecznych wyników rzeczywiście nie konsultowano, bo jest to kompetencja wyłącznie komisji, ale wcześniej kontakt był. "Zawsze prowadzimy szczegółowe konsultacje z rządami krajów UE przed opracowaniem prognoz gospodarczych" - mówi nam Amelia Torres, rzeczniczka Komisji Europejskiej ds. ekonomicznych.

Reklama

>>>Komisja Europejska: Polska w recesji

Teraz rząd czeka już nie na prognozy, a na wyniki rozliczenia podatku PiT z zeszłego roku. To właśnie te dane pokażą, czy potrzebna jest nowelizacja budżetu i w jakiej skali. "Inaczej będziemy reagować, jeśli okaże się, że brakuje dwóch miliardów, a inaczej jak dwudziestu" - opowiada urzędnik resortu finansów.

Rząd ma kilka możliwości działania: może zwiększać deficyt, czyli zapożyczać się dalej, ciąć wydatki lub zwiększać dochody. Ta ostatnia droga oznacza podnoszenie podatków. "Jak mówi minister Rostowski, wybierzemy najmniejsze zło. Dziś to wróżenie z fusów, dopiero w czerwcu będzie wiadomo, czy będzie niedobór i jaki" - mówi Szymon Milczanowski z resortu finansów. Najmniej prawdopodobne jest zwiększanie deficytu, bo rząd chwali się jego niskim poziomem za granicą. Cięcia także raczej nie wchodzą w grę. Już raz rząd ich w tym roku dokonał, w lutym. "Możliwe są jakieś oszczędności, ale to nie da dużo" - mówi Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów w rządzie Tuska. Dlatego zarówno oszczędności, jak i zwiększanie deficytu to warianty na sytuację, w której dziura będzie najwyżej kilkumiliardowa.

Reklama

>>>Gronicki: Nie obrażajmy się na prognozy KE

Jeśli zabraknie kilkunastu miliardów, to jedynym ratunkiem będzie podniesienie podatków, np. akcyzy albo składki rentowej. "Podwyżka akcyzy o 50 gr na wszystkie paliwa mogłaby przynieść około 5 - 6 miliardów, ale takie wyjście jest dotkliwe dla ludzi. Podwyżka składki to rzecz jeszcze trudniejsza, bo ludzie zobaczą, jak zmniejszają im się pensje" - mówi były minister finansów Mirosław Gronicki.