Chodzi o dyplomatów z Azji, Afryki i Ameryki Środkowej - m.in. z Jordanii, Libii, Wybrzeża Kości Słoniowej i Gwatemali. Wszyscy na co dzień rezydują za granicą - ośmiu w Berlinie, jeden - przedstawiciel Bangladeszu - w Hadze. Każdy z nich reprezentuje swój kraj w kilku europejskich państwach.

Reklama

>>>Koniec konfliktu z rządem o ambasady

DZIENNIK dotarł do zestawienia przygotowanego przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wynika z niego, że przedstawiciel Zambii na zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego czeka już od marca 2008 r. Najkrótszy staż w tym gronie ma dyplomata gambijski, który gotowość do złożenia listów uwierzytelniających Lechowi Kaczyńskiemu zgłosił też w marcu, ale tego roku. Od września 2008 r. oczekuje ambasador Gwatemali. "Nie znamy przyczyn opóźnienia. Ambasador ma złożyć listy uwierzytelniające w ciągu kilku tygodni, ale to nie jest jeszcze pewne" - usłyszeliśmy w berlińskim przedstawicielstwie Gwatemali.

Bez złożenia listów dyplomaci nie mogą pełnić swych funkcji - w świetle prawa międzynarodowego nie są ambasadorami. "To bardzo poważne zaniechanie i złamanie dyplomatycznego obyczaju. Do tej pory żaden ambasador tak długo nie czekał na przyjęcie u polskiego prezydenta. Ta procedura powinna trwać co najwyżej kilka tygodni, a nie kilkanaście miesięcy - mówi nasze źródło w MSZ. Oficjalnie resort nie chce komentować sprawy i odsyła do Kancelarii Prezydenta.

Reklama

"Trudności mają charakter wyłącznie techniczny. Wszyscy ci dyplomaci na stałe rezydują poza Polską i ciężko ustalić termin uroczystości" - tłumaczy Tomasz Brzeziński, wiceszef biura prasowego Kancelarii Prezydenta. Zapewnia, że przyjmowanie listów uwierzytelniających od dyplomatów przebywających w Warszawie odbywa się na bieżąco.

O sprawie wie przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu Krzysztof Lisek (PO). "Jestem zdziwiony. Nie wiem, dlaczego dyplomaci tak długo czekają na złożenie listów u prezydenta" - mówi.

Bardziej kategorycznie wypowiada się poseł Tadeusz Iwiński (Lewica), były doradca do spraw międzynarodowych premiera Leszka Millera. "To niesłychane. Można czekać miesiąc, ale ponad rok? To się nie zdarza nawet w krajach afrykańskich. Prędzej czy później odbije nam się to czkawką" - mówi Iwiński.

Reklama

Kancelaria Prezydenta poinformowała wczoraj MSZ, że prezydent podpisał listy uwierzytelniające pięciu naszym ambasadorom. Przedstawiciele Polski w Meksyku, Tajlandii, Nigerii, Chile i na Cyprze od ponad miesiąca nie mogli pełnić swych obowiązków.

Nieoficjalnie Lech Kaczyński zwlekał ze złożeniem swego podpisu do czasu, aż rząd podpisze Annie Fotydze nominację na ambasadora przy ONZ. Jednak dwa tygodnie temu podczas przesłuchania przed sejmową komisją spraw zagranicznych Fotyga podważyła prowadzoną przez rząd politykę zagraniczną. MSZ wycofał jej nominację. Wczoraj premier Donald Tusk nie pozostawił złudzeń: "Nie przewiduję na razie wysłania pani Anny Fotygi w roli ambasadora Polski przy ONZ".