Cezary Kowalski: Wciąż pan twierdzi, że zaprzepaściliśmy szansę na sześć miast?
Zbigniew Boniek: Oczywiście i sami możemy mieć do siebie pretensje. My dużo mówimy, a nie potrafimy budować strategii, działać politycznie. Surkis jest zbyt dobry i zbyt mocny, aby próbować mu cokolwiek odebrać. A my próbowaliśmy, żeby Chorzów i Kraków zorganizowały mistrzostwa kosztem miast ukraińskich. To był kosztowny błąd, za który teraz zapłaciliśmy.

Reklama

To jak powinna zagrać polska strona?
Powinniśmy powiedzieć: OK, dziękujemy za to, że UEFA chce nasze cztery miasta, ale proponujemy jeszcze dwa dodatkowe. Zgłaszamy się z tym też do Surkisa, który jest jedną z najważniejszych postaci w UEFA i zapewniamy, że nic nie zamierzamy wyrwać Ukrainie. Po prostu liczymy na to, że Euro odbędzie się na dziesięciu stadionach, a nie na ośmiu. A gdyby oczywiście na Ukrainie był później jakiś kłopot, to zostałoby sześć miast w Polsce i np. dwa u naszych partnerów.

>>> Euforia i żałoba po decyzji UEFA

Sądzi pan, że UEFA mogła pójść na coś takiego?
Nie sądzę, ale wiem. Wszystko można było załatwić. Kiedy startowałem w wyborach na prezesa PZPN, w swoim programie zawarłem obietnicę, że Euro zorganizuje sześć polskich miast. Zapewniam, że nie była to żadna kiełbasa wyborcza. Powiedziałem o tym działaczom ze Śląska i z Krakowa. Pan Bugdoł i kilku innych delegatów nie zagłosowali jednak na mnie, bo woleli od organizacji mistrzostw na ich terenie swoje stołki w PZPN, które już mieli dogadane z innym kandydatem. Dlatego dzisiejszy płacz mojego byłego trenera Antka Piechniczka i innych ludzi ze Śląska i Krakowa to czysta hipokryzja.

Sugeruje pan, że miał pan jakieś zapewnienie ze strony UEFA, że dadzą nam sześć miast?
A jak pan myśli, czy Surkis podczas zjazdu PZPN wsparł moją kandydaturę przypadkowo? Przypadkowo grzmiałby z ambony, że dla Polski najlepszym rozwiązaniem będzie Boniek? Czy ja bym mógł cokolwiek takiego obiecywać bez konsultacji z kim trzeba? Aby coś zyskać politycznie, trzeba mieć kontakty i trzeba umieć prowadzić negocjacje. Olkowicz, Lato i inni powołują się na znajomość z Surkisem, ale jakoś to nie ich wspierał. Zaczęto przebąkiwać, że coś tam wyrwie się Ukrainie. Zamiast Surkisa podgryzać, trzeba było o niego dbać jak o żonę, która dała trójkę dzieci. A nie wyrzucać tylko dlatego, że się zestarzała.

>>> Drzewiecki do Krakowa i Chorzowa: Nie traćcie nadziei

A nie mógł pan tego załatwić, mimo że nie wygrał wyborów w PZPN? Po prostu tak dla dobra sprawy?
Oczywiście, że mogłem i nawet chciałem. Było tak: dwa dni po wyborach usiadłem z moim kumplem Platinim i on zaczął mnie wypytywać o Latę. Powiedziałem zgodnie z prawdą, że menedżer to z niego żaden, nie zna się na zarządzaniu, bo nie ma doświadczenia, ale przecież piłkarzem był dobrym i jest moim kolegą. W końcu razem parę lat biegaliśmy po boisku. Michel mówi, żebyśmy wpadli do Genewy na kolację, to sobie nieoficjalnie pogadamy i pewne sprawy ustalimy. Biorę za telefon i mówię do Grzegorza: słuchaj, Michel chce się z tobą spotkać, wsiadamy do samolotu i lecimy do Szwajcarii. Trzech byłych piłkarzy pogada sobie na luzie w fajnej atmosferze, na kolacji miał być jeszcze doradca Platiniego - Gianni Infantino. Zwyczajnie chciałem pomóc, nie zmarnować swoich dobrych kontaktów, załatwić coś dla Polski. A Lato na to: a co, prezydent UEFA nie zna do mnie adresu? Jak on ma sprawę do mnie, to niech przyjedzie na Miodową do Warszawy. Olał i mnie, i Platiniego.

Reklama

Jak pan zareagował?
Zdębiałem. Ale tylko na chwilę. Przecież Grzesiek nie ma żadnego wyczucia politycznego. Od razu stało się też jasne, jak wielki się poczuł po wyborze na prezesa PZPN. Taki Kraków może mieć oczywiście pretensje do siebie, ale też do Laty i spółki. Co to był za problem załatwić, aby w Krakowie odbyły się jeszcze jakieś dwa mecze? Zresztą szefom UEFA też się podobało w Krakowie, wystawili dobre noty miastu. Wystarczyło umiejętnie lobbować, chcieć pochodzić do kogo trzeba za tą sprawą. A ja się oficjalnie i głośno pytam: co w tej kwestii zrobił Lato?

>>>Jakubiak: Drzewiecki psuje EURO 2012

Nie wszystko zależy od Laty, rząd też organizuje te mistrzostwa...
Politycy dużo mówią, ale nie zawsze wiedzą, co mówią. Zamiast działać, pomachali dziennikarzom przed nosem, że Polska jest cacy, bo ma kolor żółty w ocenach przygotowań do Euro, a Ukraina wszędzie czerwony. Rzeczywiście, wielka sprawa, strasznie się narobili.

Minister Drzewiecki mówi, że jeszcze nie wszystko stracone. Trzy miasta ukraińskie mają zostać zweryfikowane jeszcze raz jesienią. Gdyby odpadły, pojawiłaby się szansa dla Chorzowa i Krakowa...
Nie odpadną. Sądzę, że Surkis sam poprosił o tę weryfikację. Tak aby trzymać te miasta w ryzach i aby nadrabiały zaległości.