W dniu, w którym DZIENNIK ujawnił, że zniknął szyfrant naszpikowany wiedzą o polskich służbach, szef wojskowego wywiadu pułkownik Radosław Kujawa zapewniał sejmową komisję ds. służb specjalnych, że zrobił wszystko, aby wyjaśnić tę sprawę. Sprawdziliśmy te zapewnienia. Z naszych ustaleń wynika jasno, że wywiad wojskowy nie tylko niczego nie wyjaśnił, ale zajmował się tuszowaniem sprawy.

Reklama

O zniknięciu szyfranta długo nic wiedziała prokuratura wojskowa.

>>>Zaginiony szyfrant cierpiał na depresję

"Postępowanie zostało przez nas wszczęte 13 maja. Tak późno dlatego, że do czasu publikacji DZIENNIKA nic o zaginięciu chorążego Zielonki nie wiedzieliśmy" - przyznaje nam pułkownik Grzegorz Skrzypek, szef wojskowej prokuratury garnizonowej w Warszawie. Nieoficjalnie inny prokurator z Naczelnej Prokuratury Wojskowej tłumaczy: "To skandal, że służby nie poinformowały nas o tak niecodziennym zdarzeniu. Rozważamy, czy nie złamano prawa, gdyż każdy funkcjonariusz musi poinformować prokuraturę o popełnieniu przestępstwa."

Reklama

Postępowanie prowadzone przez prokuratorów wojskowych dotyczy dezercji szyfranta. Dlaczego właśnie taki paragraf? "To jedyna prawna możliwość, abyśmy w tej sprawie wszczęli jakiekolwiek działania. Ale zbadamy wszystkie wątki kompleksowo, również pod kątem zaniedbań w służbach" - mówi rozmówca z prokuratury wojskowej.

Sprawę zniknięcia w kwietniu chorążego od szyfrów wywiad wojskowy zataił też przed Żandarmerią Wojskową, która zwyczajowo poszukuje zaginionych wojskowych. "Prowadzimy wspólnie z policją poszukiwania zaginionych żołnierzy. W przypadku chorążego Zielonki jednak nie otrzymaliśmy żadnego zgłoszenia" - mówi nam ppłk Marcin Wiącek, rzecznik ŻW. Dlaczego jednak zniknięcia chorążego Zielonki nie zgłoszono? "To pytanie nie do nas, ale do SWW" - ucina ppłk Wiącek.

Kto zatem w wojsku poszukuje Zielonki? Sprawą jedynie zajęła się Służba Kontrwywiadu Wojskowego, którą w rządzie Platformy Obywatelskiej kieruje płk Janusz Nosek. Jak ustaliliśmy, Nosek to dobry znajomy Kujawy - obaj wywodzą się z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i obaj należą do tzw. grupy krakowskiej, jednej z koterii trzęsących polskimi służbami specjalnymi. "To koledzy z dawnych lat, jeszcze z czasów pracy w Urzędzie Ochrony Państwa. Wątpię, by Nosek pozwolił, aby jego ludzie wykryli cokolwiek, co może sprawić kłopoty Kujawie" - twierdzi w rozmowie z DZIENNIKIEM ich znajomy z ABW. Podobnego zdania są policjanci poszukujący chorążego Zielonki. "Wywiad ukrywa wiele przed nami. Jesteśmy bezradni" - powiedział z kolei DZIENNIKOWI funkcjonariusz z Komendy Stołecznej Policji.

Reklama

>>>Szyfrant zniknął, bo ma problemy osobiste?

Dlatego pomimo upływu kolejnych tygodni od zaginięcia chorążego z wywiadu wojskowego, służby i policja ani o krok nie zbliżyły się do wyjaśnienia tej zagadki. Nadal nie jest przesądzone, czy Zielonka popełnił samobójstwo, został przypadkowo zabity, porwany czy zdradził. Przedstawiciele rządu Donalda Tuska od momentu ujawnienia przez DZIENNIK faktu zniknięcia Zielonki bagatelizują sprawę. Twierdzą, że prawdopodobieństwo zdrady jest znikome. Ustaliliśmy, że podstawą takiej tezy są ustalenia... wywiadu wojskowego, który nakazał swoim agentom za granicą, aby zwrócili uwagę, czy w którejś z obcych służb nie odtrąbiono wielkiego sukcesu w związku z udanym przewiezieniem ich agenta. Takich danych wywiad nie uzyskał.

– W tej sprawie widać kompletny brak profesjonalizmu. Czy celowy czy nie, powinna wyjaśnić prokuratura – ocenia gen. Konstanty Malejczyk, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.