35 minut trwało pierwsze orędzie prezydenta w Sejmie. Lech Kaczyński zaczął od zdiagnozowania kondycji polskiej gospodarki i finansów.
>>>Niesiołowski o orędziu: To bełkot PiS
-Produkcja przemysłowa od stycznia do marca spadła o 10 proc. w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego.
- Spadają zagraniczne i krajowe inwestycje.
- Rośnie bezrobocie. W pierwszym kwartale tego roku firmy zgłosiły prawie 25 proc. mniej nowych ofert pracy niż rok temu. W końcu marca w urzędach pracy zarejestrowanych było 1,75 mln bezrobotnych, to jest o 400 tys. więcej niż w październiku ubiegłego roku. Niektóre prognozy mówią, że bezrobocie już na koniec roku może osiągnąć nawet 14 proc.
- Rośnie inflacja. Jeszcze w styczniu wynosiła 2,8 proc., w kwietniu osiągnęła już 4 proc. Mocno drożeje żywność, co ma bardzo istotne znaczenie dla kosztów utrzymania w szczególności mniej zamożnych rodzin
- Rząd zbyt optymistycznie przewiduje deficyt budżetowy. Przedstawiając Komisji Europejskiej swoje szacunki za rok 2008, rząd w grudniu stwierdził deficyt w wysokości 2,7 proc. PKB. W kwietniu 2009 r. okazało się, że faktyczny deficyt sektora finansów publicznych wynosi 3,9 proc. PKB, czyli znacznie powyżej kryterium z Maastricht. W kasie publicznej realnie zabraknie w tym roku co najmniej 40 mld zł.
>>>Palikot napisał orędzie prezydentowi
Następnie prezydent zarzucił rządowi, że ten ukrywa przed opinią publiczną prawdziwy stan finansów państwa.
"Nawet złych wiadomości nie należy utrzymywać w ukryciu przed opinią publiczną. Mówię to nie tylko jako prezydent Rzeczpospolitej, mówię to także jako jej obywatel. Demokracja potrzebuje prawdy, wyjątkowo u nas skądinąd deficytowego towaru. Ze strony odpowiedzialnych za gospodarkę słyszymy uspokajające zapewnienia, że wszystko znajduje się pod kontrolą. Mamy prawo zapytać: jak jest naprawdę, jaka jest kondycja polskiej gospodarki i finansów publicznych" - powiedział.
Prezydent oskarżył rząd o zbytni optymizm w konstruowaniu budżetu. "Tegoroczny budżet oparty został na nieuzasadnionych i nazbyt optymistycznych założeniach wzrostu gospodarczego i wzrostu dochodów budżetowych" - ocenił.
Zarzucił rząd gradem pytań: "Czy rząd chce dokonać kolejnych ograniczeń wydatków, jakich i kiedy? Czy chce nałożyć na społeczeństwo nowe podatki, jakie i kiedy? Czy pracujących Polaków czeka podniesienie składki rentowej, która wcześniej została nieco zmniejszona?"
Następne przedstawił swoją receptę na kłopoty: "Konieczna jest walka z korupcją, z szarą strefą, z niepłaceniem podatków, z praniem brudnych pieniędzy oraz ogólna poprawa klimatu działalności gospodarczej. Rząd dotychczas widział tylko jedno lekarstwo: euro. Przyjmowanie euro z pewnością nie jest żadnym panaceum na wszelkie bolączki wynikające z kryzysu, wręcz przeciwnie. Nie można obcinać wydatków na naukę, infrastrukturę, zdrowie i bezpieczeństwo Polski. Nie będziemy żyć dostatnio i nie przyciągniemy inwestorów zagranicznych bez autostrad, sprawnej kolei, nowoczesnej sieci telekomunikacyjnej oraz energetycznej. Polska potrzebuje wielkiego skoku inwestycyjnego, modernizacji na miarę swojego potencjału. Postawa wobec kryzysu, która wyraża się w mechanicznych cięciach finansowych to droga donikąd, sprzeczna z zaleceniami najważniejszych międzynarodowych organizacji gospodarczych".
Na koniec zaskoczył propozycją współpracy z Donaldem Tuskiem i jego gabinetem: "Jak rząd wyobraża sobie przeprowadzenie tak skomplikowanej operacji, wymagającej namysłu, konsultacji i zgodnego współdziałania wielu instytucji państwa bez współpracy z opozycją, także współdziałania z urzędem prezydenta? Kryzys to próba, z którą musimy się zmierzyć łącząc siły i pomysły. Kryzys – potrzebna nam jest solidarność na te trudne czasy. Dlatego chcę obudzić i ostrzec, ale przede wszystkim zadeklarować gotowość współdziałania w tworzeniu dobrego całościowego planu antykryzysowego. Tak właśnie pojmuję służbę ojczyźnie, swoją, ale także innych".