Dwadzieścia lat temu 4 czerwca 1989 roku był dość chłodny, ale świeciło słońce. Wszystkie dworce w Warszawie pękały w szwach. To studenci jechali do domów, by oddać głos na "Solidarność". Bali się machlojek w punktach wyborczych w akademikach. Centrum Polski tego dnia było w Gdańsku. Tam, gdzie Lech Wałęsa. W komisji wyborczej nr 169 przywitały go setki fleszy, ale z ulicy Polanki szedł do niej tylko w towarzystwie rodziny i jednej kamery "Solidarności".
>>>Quiz: Sprawdź, co wiesz o 4 czerwca 1989 roku
>>>Quiz: Pamiętasz muzykę z tamtych lat?
Wybory 4 czerwca zapoczątkowały upadek komunizmu. Drużyna Lecha Wałęsy odniosła miażdżące zwycięstwo. Zgarnęła wszystko, co miała do wzięcia, z wyjątkiem jednego miejsca w Senacie. Strona partyjno-rządowa, według nomenklatury Okrągłego Stołu, dopiero w drugiej turze wprowadziła swoich ludzi do parlamentu i to tylko dlatego, że "Solidarność" zgodziła się na zmianę ordynacji wyborczej.
>>>Jaruzelski o 4 czerwca: To była porażka
Wyniki głosowania udowodniły, że komunistyczna władza nie jest w stanie dłużej rządzić. Gdy w Polsce powołano już pierwszego niekomunistycznego premiera, w Europie Środkowo-Wschodniej nadchodziła dopiero Jesień Narodów. A z nią aksamitna rewolucja w Czechach i upadek muru w Berlinie.
Zdjęcia z tych dni obiegły cały świat i są powtarzane przy każdej rocznicy. Również te z Polski. Ale są taśmy, których nikt nie oglądał latami, a które mają bezcenną wartość historyczną. Autorzy zdjęć dotarli bowiem tam, gdzie kamery komunistycznej telewizji nie miały dostępu, a korespondenci zachodni nie potrafili. Dziś po raz pierwszy pokazujemy je na naszej stronie internetowej DZIENNIK.PL. To unikalne fragmenty filmów sprzed 20 lat nagranych kamerą "Solidarności", tą samą, która towarzyszyła Wałęsie w drodze do komisji wyborczej, i przechowywanych w ciasnych pomieszczeniach Video Studio Gdańsk.
Taśmy pokazują atmosferę wieców pod kościołem św. Brygidy i Stocznią Gdańską, gdy Lech Wałęsa przygotowuje się do wystąpienia, a z tyłu Lech Kaczyński i Bogdan Lis omawiają szanse wyborcze. Są też sceny kręcone do reklamówki wyborczej obecnego prezydenta. Widać jego dużą niepewność i onieśmielenie rolą, jaką przyszło mu grać. Zaskakuje zdyscyplinowany przyjazd ekipy warszawskiej na sesję zdjęciową z Lechem Wałęsą. A wśród kandydatów na posłów i senatorów mocny team aktorsko-reżyserski, który zostanie wykorzystany do ustawienia sesji zdjęciowej z Lechem. Andrzej Wajda powie do kamery z niedowierzaniem: "Na co mi przyszło?" Wałęsa z kolei ożywi się dopiero na widok Hanny Suchockiej, kandydatki na posła z województwa poznańskiego. "No wreszcie jest kobieta!" - powie i przytuli serdecznie późniejszą panią premier.
Jest moment głosowania i konferencja prasowa Lecha Wałęsy, gdy błędnie szacuje wyniki wyborów.
DZIENNIK korzystał ze zbiorów Fundacji Archiwum Filmowe "Drogi do niepodległości", która opiekuje się taśmami zgromadzonymi przez Video Studio Gdańsk. Kilkadziesiąt z tych bezcennych taśm już uległo zniszczeniu. Wystarczyłoby 3,5 mln zł, by je uratować, ale - jak mówi nam prezes Fundacji Archiwum Filmowe "Drogi do Niepodległości" Jacek Borzych - nie ma takiej woli.
Sierpień 1989 roku. Westerplatte. Obok siebie stoją Jan Nowak-Jeziorański, Lech Wałęsa i kapelan "Solidarności" ks. Henryk Jankowski. Kurier z Warszawy z całej piersi śpiewa "Boże, coś Polskę". Ma łzy w oczach. Tak jak pozostali pokazuje literę V w geście zwycięstwa. Później powie na plebanii kościoła Świętej Brygidy: "Ja więcej przeżyłem teraz niż w ciągu ostatnich 20 lat. To dla mnie większa nagroda niż Virtuti Militari. Nie byłoby tego bez <Solidarności" i bez wyborów 4 czerwca.
>>>"Mury" Kaczmarskiego zagrano w Sejmie
4 czerwca 1989 roku nie skończył się jednak w Polsce komunizm, choć obwieściła to dumnie w telewizji aktorka Joanna Szczepkowska. Nie skończył się nawet 24 sierpnia 1989 roku, w dniu powołaniu rządu pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Skończył się, gdy odbyły się pierwsze powszechne wybory prezydenta, wolne wybory do Sejmu i Senatu i gdy z Polski wyjechał ostatni żołnierz radziecki. Ale to właśnie 4 czerwca pozostanie symbolem upadku komunizmu, choć dwadzieścia lat temu ludziom się o tym nie śniło.
Lech Wałęsa dawał "Solidarności" najwyżej 25 proc. miejsc w Sejmie i 60 - 70 proc. w Senacie.
"Ja się nad tym nie zastanawiałem, ale jak się zastanowię, to by mnie to urządzało. Inne wyniki to byłoby za ciężko" - powiedział 4 czerwca na konferencji prasowej.
A "Solidarność" zgarnęła wszystko, co było do wzięcia - 35 procent w Sejmie i 99 mandatów w Senacie. Ostatnie miejsce do brakującej setki przypadło Henrykowi Stokłosie. Tylko dlatego, że twórca rolniczej "Solidarności" Piotr Baumgart nie pojawił się na sesji zdjęciowej z Wałęsą.
Sam Lech nawoływał po wyborach do wstrzemięźliwości i hamował nastroje. Wielokrotnie powtarzał: umówiliśmy się na coś innego, władzy nie możemy przejąć, jest za wcześnie, jesteśmy na to nieprzygotowani.
Tuż po głosowaniu wykłada swoją filozofię:
"Okrągły Stół był pierwszym krokiem" - wprowadził pluralizm. Drugim powinno być budowanie programów i przedstawienie ich społeczeństwu. Ale drugiego kroku nie było i od razu przystąpiono do głosowania. Dlatego teraz powinniśmy budować program i kadry, a nie przejmować władzę. Poza tym tak ustaliliśmy.
"Czy jest pan pewien, że władza też będzie trzymać się ustaleń i zachowa się po dżentelmeńsku?"
"Ja niezależnie od okoliczności będę dotrzymywał słowa."
Wałęsa ocenia, że kampania była za krótka i demagogiczna.
"Z Lechem Wałęsą na czele jesteśmy dzieckiem tego systemu. Niedaleko odpadło jabłko od jabłoni... " - mówi lider "Solidarności". Jest w świetnym humorze, pewny siebie.
Tego dnia, dywagując na temat przejęcia władzy, a właściwie przestrzegając przed tym, powie:
"Żeby nie było później, miałeś chamie złoty róg. Tak to było?" - upewnia się, czy dobrze powtórzył frazę.
W tych dniach mógł powiedzieć i przekręcić wszystko. Był idolem. Z sympatią powtarzane są jego bon moty i dowcipy. Jak ten z debaty z Mieczysławem Rakowskim w Stoczni Gdańskiej: Dlaczego w statucie "Solidarności" nie było preambuły o kierowniczej roli partii? "W jadłospisie też jej nie było" -odpowiedział Wałęsa.
I z tej samej debaty: "To, że nie zbudowaliśmy drugiej Japonii, to nie jest powód do śmiechu, bo i drugiej Polski też nie zbudowaliśmy."
Kilka miesięcy później, już w wolnej Polsce, Jan Nowak-Jeziorański powie Wałęsie: "Ma pan w sobie talent, który panu dała opatrzność. Umie pan zjednywać ludzi". I na dowód podaje dowcip o Saharze, którym - jak twierdzi - Wałęsa pozyskał całą Amerykę. W jednym z wywiadów dla amerykańskich mediów powiedział: "Gdyby Sowieci rządzili Saharą, zabrakłoby piasku. Ale na szczęście nie rządzą. Nami też nie będą."