Wczoraj, niemal punktualnie o 10.30, limuzyna premiera zajechała pod główne wejście do Pałacu Prezydenckiego. Donald Tusk i Lech Kaczyński rozmawiali 45 minut. Sam na sam, w dobrej atmosferze. "Krótkie, ale dobre. Jestem zbudowany" - oceniał premier. "Żadnych rozdźwięków" - wtórował mu minister Kownacki. Po południu jeszcze jedna rozmowa, tym razem telefoniczna. Dogrywanie szczegółów.
Co sprawiło, że na szczytach władzy zapanowała zgoda? Polska jest w trakcie negocjowania dwóch ważnych stanowisk unijnych: szefa europarlamentu dla Jerzego Buzka i ważnej teki gospodarczej dla Janusza Lewandowskiego. I nikt nie chce być oskarżany później, że nie zrobił wszystkiego, co mógł. Dlatego otoczenie premiera nie pyta tym razem, po co Lech Kaczyński jedzie do Brukseli. Bo prezydent może pomóc w realizacji planów rządu. W jaki sposób?
"Solidarną polską postawą popierającą po pierwsze Buzka, po drugie Jose Manuela Barroso" - mówi nam szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak. Właśnie o wsparcie dla Portugalczyka szczególnie prosił Tusk. Dlaczego? Bo Barroso nie ma szans przewodzić Komisji Europejskiej, jeśli nie poprze go ponad setka europosłów spoza chadecji. A Polska może mu zapewnić aż 22 głosy z PiS i SLD. "To by nam wiele ułatwiło" - przyznaje Nowak. Czy frakcja, którą PiS współtworzy z brytyjskimi konserwatystami i czeskim ODS, poprze Portugalczyka? "Będziemy jeszcze mieli z Barroso spotkanie" - mówi eurodeputowany Adam Bielan.
>>>O Buzka wspólnie powalczą Tusk z Kaczyńskim
Temat Barroso zdominował rozmowę prezydenta z premierem. Znacznie mniej czasu poświęcono sprawie Buzka. Dlaczego? "Na razie jest to wewnętrzna sprawa Europejskiej Partii Ludowej" - tłumaczył później Kownacki. Jak dodał, "osoby spoza tej frakcji nie mają na razie nic do powiedzenia". Ludzie prezydenta przyznają jednak, że kto zapyta prezydenta dziś w Brukseli o Buzka, usłyszy od niego same superlatywy na temat byłego premiera.
Tusk z Kaczyńskim w ogóle nie rozmawiali natomiast o traktacie lizbońskim. A rano w TVP Elżbieta Jakubiak z PiS zasugerowała, że prezydent „ma asa w rękawie”. Jej wypowiedź interpretowano jako zapowiedź niespodziewanego ruchu Lecha Kaczyńskiego. "Zobaczycie, ogłosi w czasie szczytu, że podpisuje" - zapewniał jeden z polityków PiS. Podobne głosy dochodziły z kręgów PO.
Premier nie zamierzał jednak podnosić tej kwestii. Nic dziwnego, bo to Włochom walczącym o kontrkandydata Buzka Maria Mauro zależy na powiązaniu walki o fotel szefa europarlamentu z ratyfikacją traktatu.
Po południu minister Kownacki uciął wszelkie spekulacje: najpierw musi zostać rozstrzygnięte powtórzone referendum w Irlandii, a potem dopiero prezydent podpisze traktat lizboński.