Szef polskiego rządu i premier Włoch pozostali przy swoim. Tak deklarowali po spotkaniu: gra o fotel szefa europarlamentu toczy się dalej. Rozstrzygnięcie ma zapaść w głosowaniu 7 lipca. Wiadomo na pewno, że za Buzkiem są Niemcy. Wczoraj jego kandydaturę oficjalnie poparła kanclerz Angela Merkel. Polaka mają poprzeć też Francuzi.

Reklama

Jednak według nieoficjalnych informacji płynących z Brukseli - zarówno z polskiej delegacji, jak i spoza niej - szef rządu Włoch dał do zrozumienia, że byłby gotów wycofać swojego kandydata w zamian za jedną z najważniejszych tek w Komisji Europejskiej.

>>>Zobacz, jak Tusk grał w Brukseli o Buzka

Spotkanie Tuska z Berlusconim poprzedziło małe napięcie. Tuż przed południem, czyli planowanym rozpoczęciem rozmowy, do polskiej delegacji dociera informacja, że Berlusconi do Brukseli przyleci spóźniony i na spotkanie z Tuskiem może nie mieć czasu. Do rozmowy dochodzi z opóźnieniem. Tuż przed nią Berlusconi oznajmia: "Mauro to lepszy kandydat od Buzka. W wyborach do Parlamentu Europejskiego głosowało 60 proc. Włochów i tylko 25 proc. Polaków. Moją partię poparło najwięcej wyborców w całej Europie - 12 mln. A PO - tylko 3,4 mln."

Reklama

Po chwili mina mu jednak rzednie. Dlaczego? Między nim a Tuskiem siedzą jeszcze szef EPP Wilfried Martens oraz przewodniczący grupy chadeków w europarlamencie Joseph Daul. Ani na nich, ani na Tusku argumenty Berlusconiego nie robią wrażenia. Po półgodzinnej rozmowie nikt nie czuje się jednoznacznym zwycięzcą. "Zostaliśmy przy swoich stanowiskach" - mówi do dziennikarzy Tusk.

Polscy dyplomaci są przekonani, że z takiej próby Buzek wyszedłby zwycięsko, bo poza południem Europy popierają go wszystkie kraje Unii. "Rozpoznanie, które poczyniliśmy, upoważnia mnie do zachowania optymizmu" - deklaruje premier.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że głosowania może nie być potrzebne. Berlusconi po porażce Mauro z Buzkiem zostałby z niczym. Dlatego zrobi wszystko, by przed 7 lipca w zamian za rezygnację swojego kandydata zapewnić sobie równie ważne albo nawet ważniejsze stanowisko.

Włosi walczą o stanowisko ministra spraw zagranicznych UE, które pojawi się po wejściu w życie traktatu lizbońskiego. Tą funkcję miałby objąć Franco Frattini, obecnie minister spraw zagranicznych Włoch. Jak mówią nam nieoficjalnie współpracownicy Tuska, włoski premier może liczyć na nasze wsparcie. "Poprzemy Frattiniego. Berlusconi usłyszał wczoraj taką sugestię" - deklarują nasi rozmówcy.