Grupa senatorów PO z Krzysztofem Piesiewiczem na czele przez ostatnie dni namawiała kolegów, by odrzucić tę zmianę konstytucji, a podobny przepis umieścić w ordynacji wyborczej. Wsparł ich rzecznik praw obywatelskich. Dlaczego? Czyżby nie przeszkadzało im, że wśród parlamentarzystów mogą znaleźć się przestępcy? Przeszkadza. "Ale konstytucja to nieodpowiednie miejsce do wprowadzania takich ograniczeń" - mówi Piesiewicz.

Reklama

>>>Przestępcy będą mieć wolną drogę do Sejmu

Wczoraj bardzo ostro przeciw projektowi wystąpił marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Zaś senator Leon Kieres przekonywał marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. "Rozmawialiśmy o wadach tego projektu, ale marszałek pozostał przy swoim zdaniu" - mówił nam były prezes IPN. W tym samym czasie wiceszef klubu PO Grzegorz Dolniak zapewniał nas, że może dojść do kompromisu: "Być może Senat odrzuci ten projekt, ale jednocześnie przedstawi własny".

Sytuacja była dynamiczna. Po południu doszło do kolejnego spotkania. Tym razem z grupą legislatorów sejmowych. Po tej rozmowie zdanie co do dzisiejszego głosowania zmienił senator Piotr Zientarski, szef senackiej komisji ustawodawczej. Powiedział, że poprze ustawę. Dlaczego? "Zasugerowaliśmy, że w ostateczności zarządzimy dyscyplinę w tym głosowaniu" - mówi nam ważny polityk PO.

Dlaczego dla władz PO ten projekt jest tak ważny? Nasz rozmówca z władz klubu przyznaje, że chodzi o kwestie wizerunkowe. "Jak byśmy się wytłumaczyli z tego, że na ostatniej prostej zauważyliśmy jakiś bubel?" - pyta retorycznie.

Podobny problem ma także PiS. Również ma w swoich szeregach zagorzałego przeciwnika tej zmiany w osobie Zbigniewa Romaszewskiego. Wicemarszałek Senatu twierdzi, że taka zmiana konstytucji uderzy nie tylko w Andrzeja Leppera czy Renatę Beger, ale także w tych polityków, którzy w okresie PRL byli skazywani za działalność opozycyjną, tak jak on czy Bronisław Komorowski. Bo jednogłośnie przyjęta w marcu przez Sejm zmiana konstytucji, którą dzisiaj zajmie się Senat, mówi o "skazanych", a nie "karanych".

PiS ustawę pewnie poprze. Z tych samych powodów co Platforma. "Jeśli teraz projektu nie poprzemy, a PO zagłosuje na <tak>, to zarzucą nam, że wspieramy przestępców" - mówi polityk z władz PiS. "To partyjniacki populizm" - oburza się Romaszewski.

Reklama

Prace nad zakazem kandydowania dla przestępców ruszyły w Sejmie poprzedniej kadencji. Propozycję zgłosiła PO. Chciała zakazać kandydowania wszystkim skazanym. Ostatecznie stanęło na tych, którzy zostali skazani prawomocnie za przestępstwo umyślne, ścigane z oskarżenia publicznego.

>>> Beger skazana na dwa lata " w zawiasach"

Kogo z byłych posłów dotknie wprowadzony zakaz? Głównie tych, których w Sejmie już nie ma. Takich jak poseł Jan Bestry skazany w latach 80. Jako konduktor zgwałcił podróżną. Twierdził, że tylko ją pobił. Bestry dostał się do Sejmu z list Samoobrony. Tak samo jak Renata Beger skazana za fałszowanie podpisów wyborczych. Jej dawny szef Andrzej Lepper ma na koncie aż sześć prawomocnych wyroków.

Ale nie tylko w ławach Samoobrony zasiadali skazańcy. Powtórnie ubiegać się o mandat nie mogliby senator Aleksander Gawronik i poseł AWS Marek Kolasiński. Oraz cała plejada gwiazd lewicy, od Aleksandry Jakubowskiej przez Andrzeja Pęczaka po Henryka Długosza.