PiS bardzo poważnie potraktowało prasowe doniesienia na temat Pawła Grasia. Już w piątek szef klubu poselskiego tej partii Przemysław Gosiewski wystąpił do CBA o zbadanie kontaktów rzecznika rządu z Paulem Roglerem - właścicielem pałacyku, w którym od 13 lat za darmo mieszka minister Donalda Tuska. "Obawiam się, że są to związki finansowe o charakterze lobbystycznym" - powiedział wczoraj DZIENNIKOWI.

Reklama

>>>Wstyd, że rzecznik polskiego rządu to cieć

Dziś Mariusz Błaszczak poinformował, że PiS domaga się dymisji rzecznika rządu w związku ze złamaniem przepisów ustawy antykorupcyjnej. "Graś zasiadał w zarządzie Agemark - spółki należącej do Roglera - gdy był ministrem do spraw służb specjalnych" - powiedział. I dodał, że "w rejestrze nie ujawnił też korzyści w postaci darmowego mieszkania".

>>>PSL chce wyjaśnień od dozorcy Grasia

Do krytyki Grasia przyłączyli się także ludowcy. "To zadziwiająca historia i niespotykana forma biznesowo-przyjacielskiej współpracy. Trzeba pamiętać, że mówimy o bardzo doświadczonym polityku, który był przymierzany do służb specjalnych. Ktoś taki powinien mieć czyściutką kartotekę majątkową i żadnych znaków zapytania w życiorysie - powiedział Janusz Piechociński z PSL.

W ubiegłym tygodniu "Super Express" ujawnił, że Paweł Graś nic nie płaci za wynajmowanie willi, w której mieszka od prawie 13 lat, a która należy do obywatela Niemiec. Wczoraj gazeta podała, że rzecznik rząd nie musi nawet płacić rachunków - robi to za niego spółka należąca do Paula Roglera.

Paweł Graś od 2003 roku był członkiem zarządu spółki Agemark, która należy do Roglera. Wczoraj "Rzeczpospolita" ujawniła, że zrezygnował z posady dopiero w marcu 2009 roku, gdy został rzecznikiem rządu. A to oznacza, że pracował w tej spółce, gdy był ministrem-koordynatorem do spraw służb specjalnych.

Jak się tłumaczy Graś? Twierdzi, że złożył rezygnację, tylko nie odnotował jej Krajowy Rejestr Sądowy.