"Mamy potwierdzenia przyjazdu od 17 premierów. Wszystkie kraje powiadomiły już nas, kto przyjedzie. Jest tylko jeden wyjątek - USA. Jestem tym zdumiony" - przyznaje organizator spotkania Andrzej Przewoźnik.

>>>Clinton uświetni uroczystości 1 września?

Reklama

Amerykanie jednak milczą. "Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie" - mówi nam p.o. rzecznika ambasady USA Jeanne Briganti.

"Proszę zapytać się Białego Domu" - radzi jeden z rzeczników Departamentu Stanu Michael Cavy. Tu jednak odsyłają nas do Narodowej Rady Bezpieczeństwa. A stamtąd znów do Departamentu Stanu.

Kancelaria premiera już od wielu tygodni starała się przekonać Waszyngton, aby na Westerplatte przyjechał któryś z kluczowych amerykańskich polityków. Sugerowano wiceprezydenta Joe Bidena lub sekretarz stanu Hillary Clinton. To byłby sygnał, że dla administracji Baracka Obamy Polska wciąż jest ważnym sojusznikiem. A pamięć o rozpoczętym w 1939 r. zniewoleniu naszego kraju pozostaje żywa w Waszyngtonie.

Jednak Donald Tusk zdawał się tracić nadzieję, że rzeczywiście na Westerplatte pojawi się któryś z czołowych polityków USA.

"Ze strony niektórych państw reprezentacje nie będą na najwyższym szczeblu. Dotyczy to także Stanów Zjednoczonych" - powiedział po posiedzeniu rządu Tusk.

Reklama



Wśród premierów, którzy potwierdzili swój przyjazd na Westerplatte, poza Angelą Merkel i Władimirem Putinem jest też szef włoskiego rządu Silvio Berlusconi - ustalił DZIENNIK. Przyjedzie również premier Białorusi Siarhiej Sidorski. To pierwsza od bardzo wielu lat wizyta na tak wysokim szczeblu przedstawiciela naszego wschodniego sąsiada.

Polscy organizatorzy zaplanowali, że przedstawiciel USA będzie jednym z kilku polityków, którzy wygłoszą osobne przemówienia na Westerplatte. Jeśli jednak będzie to urzędnik niskiego szczebla, zrobi to złe wrażenie.

"To już pewna stała w naszej historii. Sojusznicy zawsze nas opuszczali w najważniejszych momentach, a wrogowie przychodzili bez zaproszenia" - nie mógł powstrzymać się od wyrażenia żalu jeden z polskich dyplomatów.

Po wprowadzeniu się do Białego Domu w styczniu Barack Obama już dwukrotnie odwiedzał Europę. Ale za każdym razem omijał Polskę. A gdy szef MSZ Radosław Sikorski po raz pierwszy po objęciu władzy przez nową administrację poleciał do Waszyngtonu, sekretarz stanu Hillary Clinton na spotkanie z nim znalazła tylko pół godziny. Teraz nasi dyplomaci liczą na kontakt z administracją Obamy na najwyższym szczeblu, bo amerykański prezydent w ciągu kilku tygodni ma podjąć decyzję, czy budować w Redzikowie bazę tarczy antyrakietowej.

Amerykański dyplomata w Waszyngtonie radzi jednak nie przywiązywać zbyt dużej wagi do tego, kto będzie reprezentował USA na Westerplatte.

"To jest nowa administracja, która wciąż nie ze wszystkim sobie dobrze radzi. A rocznica 1 września nie jest dla nas tak oczywista, jak choćby lądowanie w Normandii. Ale to nic nie ma wspólnego ze stanem stosunków między Polską i Stanami Zjednoczonymi" - zapewnia.