Polacy szczególnie często piszą różnego rodzaju skargi, prośby i petycje. Jak wynika z unijnych statystyk, to właśnie z naszego kraju do europarlamentu wpływa najwięcej pism. Unijni urzędnicy odpisują, z polskimi jest dużo gorzej. "Z reguły grzęzną w urzędowych szufladach. Organizacje pozarządowe od dawna zgłaszały nam, że tak nie powinno być" - mówi senator Mieczysław Augustyn z PO. Ma to zmienić senacki projekt, który jest już na ukończeniu. Jeszcze w tym miesiącu zostanie złożony w Senacie.
Co dokładnie przewiduje? Petycję będzie mógł złożyć każdy. Jednak nie może ona dotyczyć sprawy indywidualnej, tylko interesu wspólnego jakiejś grupy. Będzie ją można wysyłać mejlem. Stosowne gremia będą musiały rozpatrzyć petycję i rozstrzygnąć w ciągu 30 dni. Autorzy prośby będą zaproszeni do dialogu, by mogli bronić swoich racji. W zależności od rodzaju sprawy rozstrzygać ją będą swymi uchwałami rady gminy, powiatu, sejmiku województwa, a nawet Sejm.
Senatorowie są przekonani o pożyteczności swojego projektu. Posłowie już mniej. Ich zdaniem senatorowie zazdroszczą posłom popularności i próbują wylansować się na pomyśle wzorowanym na komisji Przyjaznego Państwa.
Marian Filar z koła Stronnictwa Demokratycznego, zarazem profesor prawa, mówi wprost: "To nie jest dobry pomysł". Porównuje go do czasów XIX-wiecznej Rosji, gdzie pisano skargi do cara. "Prawo było, tylko nikomu nie pomogło" - przypomina Filar. I dodaje, że będzie problem z szybkim ustaleniem, w czyjej gestii leży dana sprawa. "A znając skłonności naszych rodaków do pieniactwa, to organy samorządowe i państwowe mogą zostać kompletnie sparaliżowane. Urzędnicy utoną w powodzi spraw typu: psy szczekają za głośno i coś z tym trzeba zrobić."
Poseł Jerzy Kozdroń z PO, ekspert prawa administracji, przyznaje, że pomysł jest ciekawy. Może zwiększyć udział obywateli w życiu społecznym - w sprawach takich, jak budowa parku czy przedszkola. Byłaby to też szansa dla ludzi, którzy przychodzą do biura poselskiego z różnego typu sprawami i wychodzą rozczarowani. "Bo oprócz tego, że sobie porozmawiamy, czasem pospieramy, nic z tego nie wynika" -przyznaje poseł. Ale i on widzi niebezpieczeństwa projektu. "Do rozpatrywania petycji będzie potrzebna armia biurokratów" - powątpiewa.