ZUZANNA DĄBROWSKA, ANNA WOJCIECHOWSKA: Dlaczego Tusk postawił na pana w rządzie?
GRZEGORZ SCHETYNA: Sądzę, że to dowód zaufania. MSWiA nie było moim marzeniem. Kiedy powiedział mi parę miesięcy temu, że jednak widzi mnie w tej roli, zrozumiałem, że kieruje nim chęć przeniesienia do rządu naszych dotychczasowych relacji opartych na zaufaniu. Premier nie może mieć ciągłego, bezpośredniego kontaktu z ministrami, pilnować wszystkiego sam, więc szuka takich ludzi, którzy dadzą mu gwarancję, że wszystko będzie dobrze.

Reklama

Strażników czy przyjaciół?
W polityce nie ma przyjaźni. Tusk zawsze to mówi.

Przeciwnie, ostatnio zaczął przekonywać, że nawet w polityce najważniejsza jest miłość
Miłość kierowana na zewnątrz, tak. Ale w środku nie ma miejsca na przyjaźń. Jest na zaufanie. Tusk liczy, że przeniesiemy do rządu tę filozofię i ducha przywódczego układu w Platformie. To tym ważniejsze, że jest to rząd koalicyjny i siłą rzeczy składa się z bardzo różnych osobowości.

Czyli w rządzie będzie pan robił to samo, co w partii: bezwględnie pilnował porządku?
W sensie politycznym, tak. Będę budował i pilnował ducha zespołu, tego, co Anglicy nazywają team spirit. To ma być zwarty zespół.

Zwartych żołnierzy?
Nie jest tak, że rząd tworzą żołnierze, to są indywidualności, ale muszą grać zespołowo, muszą wiedzieć, że to jest praca na premiera, że to jest jednak rząd Tuska.

Reklama

Więc jak Tusk powiedział: ty staniesz na czele MSWiA, to pan się nie zająknął i machnął ręką na wymarzony sport.
Nie do końca. Dla mnie to wicepremierowanie to był przez długi czas kosmos. Do godz. 22.50 podczas wieczoru wyborczego zachowywałem dystans i tylko się uśmiechałem. Niezależnie od tego, że ktoś wcześniej uprzedził mnie, że Tusk powiedział mu twardo: Grzesiu nie chce, ale ja go przekonam.

I w przygotowaniach do Euro nie będzie pan brał bezpośrednio udziału?
Będę brał. Na razie to będzie się działo między mną a ministrem sportu. Potem, kiedy będziemy mieli już gotowe projekty zmian ustaw, dołączy minister infrastruktury. Myślimy o powołaniu rady autorytetów – ambasadorów z udziałem premiera, byłych premierów, prezydentów, żeby podkreślić wagę tego przedsięwzięcia. Powołamy specjalne komisje w Sejmie i Senacie, przez które będą przechodziły wszystkie stosowne nowelizacje, tak by wszystko przyspieszyć. I to na pewno będę nadzorował. A po maju sformalizuje się już komitet przygotowawczy.

Reklama

Bo w maju będzie już wolny Kazimierz Marcinkiewicz.
(śmiech) Tak, w maju zobaczymy.

Ale wiecie już w ogóle, co konkretnie chcecie robić, czy długo będziemy jeszcze zaskakiwani takimi pomysłami jak Hanny Gronkiewicz-Waltz ze zmianą miejsca Stadionu Narodowego?
Do końca roku będzie przedstawiona koncepcja krok po korku. Wiemy już, jak to ma wyglądać. Sprawdzamy, czy wszystko jest możliwe. Stadion Narodowy w Warszawie stanie w środku Stadionu Dziesięciolecia. W sumie będzie sześć stadionów. Dojdzie Chorzów i Kraków. Już mamy sygnał z UEFA, że to możliwe.

Rząd będzie pracował na premiera – deklaruje pan. A nam się zdaje, że już na prezydenta.
Wybory wygraliśmy, bo myśleliśmy tylko o tym, że trzeba odsunąć PiS od władzy. Nie myśleliśmy o żadnym projekcie na 2010 rok. Były takie sugestie, ale pół roku wcześniej sam twardo powiedziałem: to będzie zabójcze dla nas, trzeba się angażować na 100 proc. w jeden projekt, a niekalkulować i myśleć przy okazji o innych. Poszliśmy zgodnie z tym na pełną konfrontację z PiS i udało się, niezależnie, że to nie musi być korzystne dla prezydentury Tuska.

Ale nie powie pan, że Tusk przestał chcieć być prezydentem.
Nie, ale nie zaczynamy rządzić pod dobrego prezydenta, tylko pod dobry rząd, dobrego premiera.

Co to znaczy dobry premier? Tusk chce być taki jak Marcinkiewicz?
Marcinkiewicz był świetny na zewnątrz. Ale np. jego poprzednik Marek Belka był dobry do wewnątrz w sensie dobrego administrowania, decyzji.Najlepsze byłoby, by Tusk łączył dobre cechy wszystkich swoich poprzedników.

Zatem będzie dużo public relations?
PR też będzie ważny.

Czyli tańczenie na studniówkach?
Nas akurat nie muszą ubierać w szaliki i czapki iuczyć: teraz będziesz kibicem. Ja na studniówkę pójdę, ale swojej córki, za półtora roku.

Pan w rządzie, niemal cały zarząd w rządzie. Stamtąd będziecie kierować partią?
Tusk zostanie szefem partii. A część z nas będzie się urlopować, zawieszać funkcje.

Co to znaczy? Wydzierżawi pan posadę sekretarza partii?
W pewnym sensie, tak. Pozostanę w zarządzie, ale nie będę zarządzał partią. Tym będą zajmować się moi zastępcy. Będę zajmował się polityką na zarządach partii, ale jadąc np. do Szczecina w sprawie Schengen, nie będę spotykał się z działaczami i mówił: pracujcie, bo idą wybory prezydenckie.

A kto będzie pana zastępował?
Na razie mam jednego zastępcę: Pawła Grasia.

Który też jest w rządzie.
Tak, ale on akurat jest taki, że znajdzie czas na wszystko. Poza tym będzie drugi zastępca, może trzeci. Zobaczymy, nie mamy jeszcze w pełnigotowej koncepcji. Wszystko rozstrzygnie się na radzie krajowej w styczniu. Wtedy też pewnie odświeżymy zarząd. Sądzę, że za podjęcie świetnej walki w Krakowie powinien do niego wejść w roli realnego wiceprezesa Jarosław Gowin.

Schetyna zawiesza kontrolowanie partii? Już słyszymy śmiech pana kolegów. W partii mówią, że mając pod sobą całą administrację i policję, najbardziej skutecznie skontroluje pan własne szeregi.
Tak mówią? Żartują. Ja naprawdę potrafię uczyć się na błędach innych. Przykład rządów AWS i SLD pokazał, że z ul. Batorego 5 nie da się robić partii. I ja to wiem. Oczywiście będę rzucał okiem na ludzi, którzy będą zajmowali się partią, by dobrze to robili, skutecznie egzekwowali swoje możliwości.

A bierze pan pod uwagę taki wariant, że Tusk mówi w pewnym momencie przed wyborami prezydenckimi: Grzesiek, schodzisz z boiska rządowego i wracasz na odcinek partyjny?
Tak może być. Potrzebowałem kilka miesięcy, żeby ułożyć sobie w głowie bycie w rządzie, to i ułożę sobie powrót. Kocham Platformę, to moje dziecko, dziecko dojrzałego już politycznie człowieka.

Mówi się, że na tyle dojrzałego, żeby kiedy Tusk wygra wybory przejąć po nim kierownictwo partii. I o tym też musi pan myśleć.
(śmiech) O nie, nie. Wy mnie chcecie powiesić za nogi, ale ja się nie dam. Nie widzę takiego projektu. Teraz myślę o tym, żeby ludzie mówili o rządzie Tuska. To jest OK, tak miało być. Jest tak ogromne, społeczne zaufanie.

I tym bardziej bolesny może być upadek.
Dlatego nie będziemy wchodzić na górę bez zabezpieczeń.

A co jest waszą liną ratunkową?
To, że mamy dystans do siebie, że nie jeździmy z ośmioma borowcami, mieszkamy cały czas w nowym domu poselskim, mamy kontakt z ludźmi,wracamy na weekendy do domu. Wiemy, że nie można oddalić się od ludzi. I nie oddalimy się.

Z czego na pewno zrezygnować nie możecie?
Z taniego państwa.

Czyli tylko z ładnego opakowania.
To jest nowa jakość, której ludzie od nas oczekują. My nie jesteśmy partią blichtru. Wszystko przepracujemy gruntownie. Będzie nowa ustawa oBiurze Ochrony Rządu. Premier będzie jeździł jednym samochodem, a nie sześcioma. Wicepremier będzie miał jednego funkcjonariusza do ochrony, anie ośmiu, jak do tej pory. PiS stworzyło niewyobrażalne bizanzjum. Doszło do tego, że pracownicy dziwią się, że ja jako wicepremier wchodzę po schodach, a nie jadę windą.

No, piękne gesty. Myśli pan, że ludzie przez cztery lata będą podziwiać ten rząd tylko za to, że nie jest obstawiony ochroną. A o podatku liniowym np. zapomną, bo już się z niego wycofujecie?
Nie! Będziemy go wprowadzać. Ale nie damy się złapać na tym, że jak mówiliśmy wstępnie, że ma być 15 proc., to już tak musi być. Nie sprawujemy samodzielnie rządów, tylko z PSL. Liczy się to, co się da zrobić. Ludzie nie chcą słuchać kłótni programowych, tylko chcą widzieć, że załatwiamy ich sprawy. Mamy im ułatwiać życie, żeby nie czekali miesiącami na proste decyzje typu PESEL czy REGON. Naliczyliśmy właśnie 230 różnego rodzaju parapodatków, typu opłaty za wydanie dowodu czy innych dokumentów. I będziemy to kasować.

A budżetówka w tym czasie będzie czekać na obiecane podwyżki.
Pamiętamy, co mówiliśmy. I podwyżki też będą.

A pan co zastał w szufladach swojego gabinetu?
Puściutko. Ale nie jest źle. Jest karta do cyfrówki, pilot, można oglądać mecze. A poważnie: przejmuję od Władysława Stasiaka wszystkie sprawy związane z Schengen. Sam duży nacisk chciałbym położyć na dokończenie reformy samorządowej. Powołam specjalne zespoły, tak by w końcu władza na dobre przeszła w ręce ludzi. Chodzi choćby o ograniczenie kompetencji województw i przesunięcie ich do urzędów marszałkowskich.

Skończy się dwuwładza regionalna?
Musi. Koniec z uporczywymi próbami dominacji wojewodów nad wybranymi samorządami. Urzędy marszałkowskie będę przenosił do urzędów wojewódzkich. Jestem przekonany, że właśnie takie posunięcia spowodują, że ludzie uznają, że to, co mówimy, to nie puste obietnice.

A skąd pan weźmie 7 tys. policjantów? Tylu ostatnio odeszło ze służby.
To jest główne zadanie, jakie postawię przed Adamem Rapackim, świeżo mianowanym wiceministrem. Będziemy o tym rozmawiać. Będziemy myśleć np. o zwiększeniu kompetencji i rangi straży miejskiej, tak by pomagałapolicji na ulicach.

A co z CBA?
W tym kształcie ta instytucja może wynaturzyć każdą osobę, która stanie na jej czele. Dlatego będziemy bardzo gruntowanie ją przepracowywać,tak by była skuteczna, ale jednocześnie podlegała kontroli Sejmu, a nie premiera. Nie ulega wątpliwości, że funkcjonowanie CBA przyniosło pozytywne skutki: zwiększyła się wrażliwość na korupcję. Ale walczyć z korupcją można w sposób bardziej skuteczny i cywilizowany.