Mikołaj Wójcik: Z sondażu dla DZIENNIKA wynika, że Lech Kaczyński może dziś liczyć na poparcie tylko 7 proc. wyborców. Za mało, żeby wejść choćby do II tury.
Adam Bielan*: Bardzo podobne notowania miał na początku 2005 r., a jesienią został prezydentem. Teraz do wyborów mamy dwa lata. Wtedy rozpoczęliśmy kampanię na pół roku przed wyborami. Sądzę, że i tym razem przed 2010 r. właściwa kampania się nie zacznie.

Reklama

Chyba tylko otoczenie Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego nie wie, że kampania od dawna trwa, a obaj panowie staną naprzeciw siebie w 2010 r.
Nie jestem hipokrytą. Obecny prezydent i obecny premier walczyli ze sobą w 2005 r. o prezydenturę, a Donald Tusk długo prowadził w tym wyścigu i mocno przeżył porażkę. Dlatego dzisiaj zachowuje się irracjonalnie: poświęca urząd premiera na ołtarzu przyszłej kampanii prezydenckiej. A jeżeli nie ma zamiaru kandydować, to nie powinien prezydenta prowokować. A tak robi i w sprawie szczytu, i posiedzenia Rady Gabinetowej czy też nie uzgadniając z nim kluczowych reform.

A po co prezydent jechał na szczyt, skoro nawet nie zabrał tam głosu w czasie obrad?
Był aktywny, szczególnie podczas roboczej kolacji.

Sam zapewniał, że mówił tam to samo co premier.
Taki szczyt jest okazją do wielu krótkich, ale ważnych spotkań, i prezydent takie spotkania odbył. Zabierał głos w sprawie relacji UE - Rosja. To przecież prezydent miał rację w sprawie stosunków z Moskwą, a nie premier, który pojechał tam umizgiwać się do Władimira Putina. Kilka miesięcy później ten pokazał swoją prawdziwą twarz, atakując Gruzję. Prezydent miał więc prawo nie do końca ufać premierowi w tych sprawach i wolał być na miejscu.

W grudniu mamy kolejny szczyt UE. Prezydent uzna jego tematykę za wymagającą swojego udziału?
Mamy też szczyt NATO. Uważam, że na obu Polska mogłaby być reprezentowana tak przez prezydenta, jak i premiera. Bo to będą bardzo ważne szczyty. NATO ze względu na decyzje w sprawie Gruzji i Ukrainy. A unijny będzie o klimacie, ale i traktacie lizbońskim. Premier Irlandii ma tam przedstawić swój pomysł na wyjście z impasu. Lech Kaczyński powinien przy tym być.

Przed tym szczytem w Polsce będzie gościł Nicolas Sarkozy. Wiadomo po co: ma przekonać polskiego prezydenta, by podpisał traktat.
Prezydent Francji jest zainteresowany swoim osobistym sukcesem w tej sprawie. Ale jestem sceptyczny, czy uda mu się go osiągnąć. Wielu euroentuzjastycznych polityków unijnych mówi nawet, że być może traktat wejdzie w życie dopiero przy kolejnych wyborach do Parlamentu Europejskiego, a więc w 2014 r. Sarkozy jest postacią charyzmatyczną i uroczą, ale wątpię, by w kilka godzin przekonał prezydenta do swojej wizji.

Po Francji prezydencję w UE przejmą Czechy. Vaclav Klaus w ogóle nie będzie przekonywał nikogo do ratyfikacji.
Poglądy prezydenta Klausa na UE są powszechnie znane. Skądinąd, to będzie bardzo ciekawa prezydencja (śmiech). Ale problem nie leży po stronie Czech, tylko Irlandii. To Irlandia musi samodzielnie podjąć decyzję o ewentualnym ponownym referendum. Groźby pod jej adresem jedynie pogarszają sytuację.

Reklama

W Juracie prezydent i premier uzgodnili, że powstanie nowa ustawa kompetencyjna. W PO mówi się teraz, że mogłyby tam się znaleźć zapisy, że to szef rządu wyznacza skład delegacji na szczyty UE.
To by oznaczało, że Donald Tusk jest nastawiony na konfrontację z prezydentem przez najbliższe dwa lata. Ale mam nadzieję, że w ostatni weekend wypoczął, zrelaksował się, pograł w piłkę i zmienił nastawienie.

Gdyby jednak taka ustawa powstała, prezydent ją zawetuje?
Lech Kaczyński nie chce wetować ustaw za wszelką cenę. Jest gotowy na wiele kompromisów. A tam, gdzie o nie trudno, jakimś rozwiązaniem jest odwołanie się do woli społeczeństwa. Stąd propozycja referendum w sprawie prywatyzacji szpitali.

Ale referendum nie będzie. Co musiałoby się stać, żeby prezydent podpisał te ustawy?
Kluczem jest powrót PO do obietnic, które składała przed wyborami.

Czyli zamknięcie furtki do prywatyzacji szpitali?
Dokładnie tak.

I wtedy nie będzie weta prezydenta?
Na pewno będzie łatwiej o kompromis. Ale ta reforma to nie tylko prywatyzacja szpitali.

Tak? Przecież PiS nie mówi o niczym innym?
Bo PO głosiła w kampanii, że jest przeciwna prywatyzacji służby zdrowia. Podnieśliśmy wtedy tę sprawę, bo w ich programie z początku 2007 r. to było, a w wyborczym już nie. Jednak przegraliśmy z PO przed sądem w trybie wyborczym. Tymczasem okazuje się, że Platforma oszukała wyborców. W dodatku prze do tej reformy wbrew wszystkim: prezydentowi, lewicy, zdecydowanej większości Polaków, a w ostatnich godzinach traci nawet poparcie koalicjanta. A jeszcze trzeba wspomnieć o podejrzanym trybie prac nad tymi ustawami.

A podejrzane było nagłe usunięcie przez PiS ze składu komisji zdrowia Ludwika Dorna?
Przegrała jego koncepcja. To normalne w każdej partii.

Nie pierwszy raz koncepcja Dorna przegrywa.
W ciągu ośmiu lat istnienia PiS bardzo wiele jego pomysłów było przyjmowanych.

Chyba siedmiu lat, bo w ostatnim roku żaden.
Nie zgłaszał ich na forum władz, a jedynie informował o ich istnieniu opinię publiczną.

Nie mógł zgłaszać, bo został zawieszony.
Na posiedzenia klubu przychodził. Poza tym utrzymuje dobre relacje z kilkoma członkami władz i mógł im je przekazać.

A czy tych kilku członków zdoła uratować Dorna przed wyrzuceniem z partii?
Trudno powiedzieć. Wszyscy widzą, że sprawy zaszły już za daleko. Ten spór obiektywnie szkodzi PiS.

A w PiS dobrze się dzieje?
Trudne pytanie. Powoli wychodzimy z kryzysu, w jaki wpadliśmy, oddając władzę. Nie mamy żadnej konkurencji w opozycji. Jesteśmy coraz silniejsi. Najgorsze już za nami.

Na tyle, żeby jesień przenosić na styczeń? Dlaczego dopiero wówczas odbędzie się wasz kongres programowy od roku zapowiadany na przełom listopada i grudnia?
W listopadzie są obchody 90-lecia niepodległości, w grudniu święta, stąd styczeń. A to ważny kongres, bo chcemy wrócić do władzy jako najlepiej przygotowana do rządzenia po 1989 r. partia. Wierzę w to, że w 2011 r. prezydentem będzie nadal Lech Kaczyński, a na fotel premiera wróci Jarosław Kaczyński.

*Adam Bielan, rzecznik PiS i wiceszef europarlamentu