W październiku 1996 r. student historii Tomasz Prus i jego kolega Jan Ciećwierz pojechali na wycieczkę w Bieszczady. W maleńkiej miejscowości Lutowiska, założyli pończochy na twarze i wpadli do urzędu pocztowego. "To jest napad! - krzyknął jeden z nich. - Oddać pieniądze!" - relacjonowała wówczas "Gazeta Bieszczadzka". Byli tak pijani, że szefowej poczty udało się wymknąć na zaplecze i wezwać policję. Napastnicy nie wiedzieli, że posterunek jest... 20 metrów od poczty. Dwaj mundurowi obezwładnili Prusa i Ciećwierza i zamknęli do aresztu.
Policyjny alkomat wykazał, że obecny doradca szefa ABW miał prawie 3 promile alkoholu we krwi, jego kolega 1,3 promila. Udało im się jednak wyjść z kłopotów - prokuratura umorzyła sprawę po interwencji adwokata Jana Ciećwierza, ojca kolegi Prusa.
Od kilku tygodni Tomasz Prus jest cywilnym doradcą szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jaką wiedzą musi dysponować historyk, żeby doradzać służbom specjalnym? Rzeczniczka ABW Magdalena Stańczyk odmówiła takich informacji. Nie odpowiedziała też, czy Agencja sprawdza przeszłość swoich doradców - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Tomasz Prus jest wieloletnim działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów i - również wieloletnim - byłym studentem historii na UW. W 1993 roku ramię w ramię z Zygmuntem Wrzodakiem organizował demonstracje przeciwko Lechowi Wałęsie.
To ma być państwo prawa? Dziesięć lat temu Tomasz Prus z pończochą na twarzy napadł na pocztę w Bieszczadach. Dziś, jako wysoki rangą urzędnik, doradza szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama