Posłanka Beger, mimo dzisiejszego wyroku, jest nie do ruszenia z ławki sejmowej. Wszystkiemu winne są dziurawe przepisy. Jak mówi Wilkanowicz: "Nie ma podstaw, aby zakwestionować jej mandat poselski. Listy podpisów poparcia dla kandydatów weryfikują okręgowe komisje wyborcze, ale nie mają warunków, aby sprawdzić, czy wyborca złożył podpis własnoręcznie".

Partyjna solidarność jest siłą! Przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper broni Renaty Beger. Jego zdaniem, tylko jeden świadek twierdzi, że posłanka osobiście fałszowała listę wyborczą. A poza tym, tak czy siak, Beger byłaby posłanką, bo poza feralną listą z Piły zebrała masę podpisów w innych okręgach.

Krok dalej idzie Janusz Maksymiuk, wiceszef Samoobrony. "Wyrok dla Beger nic nie zmienia. Ona nie sfałszowała podpisów, a sam wyrok nie jest prawomocny, w związku z tym wobec posłanki nie zostaną wyciągnięte konsekwencje" - dodaje.

W sprawie najwięcej rozsądku zachowuje Przemysław Gosiewski, przewodniczący klubu PiS. Na pytanie, jak zachowałby się, gdyby sprawa dotyczyła posła PiS, zapewnił, że klub starałby się pozbyć takiej osoby.

Sąd Rejonowy w Pile skazał dzisiaj Beger na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat za fałszowanie podpisów na listach wyborczych. Posłankę ostatecznie pogrążyły zeznania ponad tysiąca osób, które zaprzeczyły, jakoby poparły Samoobronę podczas wyborów do Sejmu.