"Tylko w Warszawie w pierwszej połowie tego roku policja odnotowała mniej o 25 proc. przestępstw" - mówił z dumą Lech Kaczyński. Przekonywał, że to efekt działań rozpoczętych jeszcze w czasie, gdy był prezydentem stolicy. Za punkt honoru postawił sobie wtedy uczynienie miasta bezpieczniejszym. Zwiększył m.in. liczbę patroli na ulicach. Nie bez kozery nazywany był też przez media szeryfem.

Zapowiedział kontynuowanie walki z przestępcami. I o ile policjanci mają łapać przestępców i wsadzać ich za kratki, o tyle prezydent chce zaostrzać przepisy karne. Można przypuszczać, że podpisałby się obiema rękami pod pomysłem resortu sprawiedliwości, by rozszerzyć granice prawne obrony koniecznej.

Reklama

A władza ma jeszcze wiele do zrobienia. Polacy nadal nie czują się bezpieczni w swoim otoczeniu! Z sondaży wynika, że ponad połowa Polaków uważa, że ich ojczyzna nie jest krajem bezpiecznym. Ale bojących się jest mniej niż jeszcze dwa lata temu.

Mamy pełne ręce roboty - zdaje się tłumaczyć szef policji Marek Bieńkowski. I wylicza priorytety i potrzeby: walka z przestępczością zorganizowaną, wzrost liczby policjantów w Biurze Spraw Wewnętrznych KGP, walka z korupcją, likwidacja stref bezprawia...

Policja twierdzi, że wygrała pierwszą bitwę z bandziorami. Komendant szczycił się, że w całym kraju w tym roku mniej było rozbojów, kradzieży samochodów i gwałtów.