Swoją 26-letnią przygodę z telewizją publiczną zakończy 1 października. Potwierdza nam to sam Zieliński: "Wieszam w szatni mój płaszcz przedostatni raz. Nie chcę się kłócić, procesować. Postanowiłem, że jak ktoś nie chce ze mną pracować, to odejdę" - mówi. W weekendowym DZIENNIKU prezes TVP Bronisław Wildstein powiedział, że chce zwolnić Zielińskiego, ale ten jest na chorobowym. "Prezes nie ma orientacji, jeśli chodzi o tak nieznaczących pracowników. Nie byłem na chorobowym, więc powiedziałem jego ludziom, że mogę odejść" - mówi Zieliński. Otrzymał czteromiesięczne wypowiedzenie (o miesiąc więcej, niż wynikało z umowy), jest zwolniony ze świadczenia pracy.

Reklama

Zieliński pracował w Radiokomitecie (poprzednik TVP) od 1980 roku. Dyrektorem Jedynki był sześć lat. Należał do PZPR i SZSP. Przyjaźnił się z ludźmi lewicy, m.in. rodziną Kwaśniewskich, Markiem Ungierem, Leszkiem Millerem. Bywał na imprezach okolicznościowych, które organizowali. W telewizji ludzie postrzegali go jako obrońcę interesów lewicy. To on zgodził się na emisję jesienią 2001 r. filmu "Dramat w trzech aktach”, w którym politykom Porozumienia Centrum zarzucono związki z aferą FOZZ. On nadzorował publicystyczny program "Gość Jedynki”, w którym w większości przypadków wypowiadali się prominentni działacze SLD.

Wojciech Reszczyński, który razem z Zielińskim tworzył "Teleexpress”, powiedział kiedyś, że Zieliński podczas papieskiej pielgrzymki w 1983 r. zabronił używać w relacjach określeń "Ojciec Święty” i "pielgrzymka”. "Należało mówić "papież” i "wizyta”. "Jeździł do Moskwy na kursy redaktorów naczelnych. Łamał ludziom kręgosłupy, trenował ich jak janczarów” - opowiadał Reszczyński.

Sam Zieliński mówi, że niczego nie żałuje. "No może jednej, dwóch godzin programu, które zostały nadane w czasie, gdy byłem dyrektorem TVP 1. Ale o tym powiem kiedyś" - ocenia. Na pytanie, co teraz będzie robił, odpowiada: "Zajmę się rozwijaniem własnych projektów medialnych".

Reklama