"Szef rządu nie zgodził się na rozwiązanie, które pozwoli uniknąć wyborów" - relacjonował Donald Tusk spotkanie z premierem. Co to znaczy? Hanna Gronkiewicz-Waltz i inni samorządowcy, którzy spóźnili się z oświadczeniami majątkowymi, tracą mandaty.

Premier rozmawiał z liderem opozycji w cztery oczy. Tusk próbował przekonać premiera, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie powinna tracić stanowiska, chociaż nie złożyła w terminie wszystkich oświadczeń majątkowych. Szef rządu przekonać się nie dał.

Premier uznał też za niemożliwe przyjęcie rozwiązań, które darowałoby lokalnym politykom winę za formalne uchybienia. Wczoraj takie rozwiązanie miało trafić pod obrady Sejmu.

Mimo wszystko Jarosław Kaczyński ma nadzieję, że po tym spotkaniu stosunki PiS-u i Platformy poprawią się. Pojednawczo mówił, że stanowisko rządu w sprawie spóźnialskich samorządowców dotyczy wszystkich - niezależnie od ugrupowania. Podał przykład prezydenta Skarżyska-Kamiennej, członka PiS, który jest w podobnej sytuacji jak Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Już wczoraj obaj politycy nie szczędzili sobie gorzkich słów. "Donald Tusk posunął się w swoich wypowiedziach do granicy przestępstwa" - ganił szefa Platformy szef rządu. I dodawał: prawa należy przestrzegać.

To prawo jest niedoskonałe - ripostował Tusk. Dlatego zaproponował przyjęcie specjalnej ustawy abolicyjnej, przygotowanej przez PO. Prawo to darowałoby zapominalskim samorządowcom spóźnienie ze składaniem oświadczeń. PiS domaga się powtórnych wyborów na miejsca zwolnione przez spóźnialskich. A problem ten dotyczy ponad 100 miejscowości w całej Polsce, w tym także Warszawy.

"Można poprosić Państwową Komisję Wyborczą o wyrażenie opinii w tej sprawie. Druga możliwość to skierowanie pytania do Trybunału Konstytucyjnego. Można powołać zespół złożony z najlepszych prawników, który przedstawi swoją opinię" - wylicza swoje propozycje w DZIENNIKU Donald Tusk.