Biskup tarnowski Wiktor Skworc był tajnym współpracownikiem SB, o pseudonimach Dąbrowski i Wiktor - do takich wniosków doszedł ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

SB zwerbowała go w 1979 r. Skworc wracał autem znad morza i został zatrzymany przez milicję. Bagażnik wozu był wypełniony puszkami szynki, polędwicy itp. SB uznała to za dobrą okazję do werbunku. Księdza można było łatwo oskarżyć o spekulację artykułami żywnościowymi.

"Zobowiązania pisemnego od TW nie pobierałem. Uzgodniono jedynie, że będzie posługiwał się w kontaktach ze mną pseudonimem Dąbrowski" - pisze w meldunku o udanym werbunku kpt Jerzy Wach z katowickiej SB. TW Dąbrowski informował m.in. o planach wyjazdowych księdza bpa Herberta Bednorza. Nie brał pieniędzy, jednak dwa razy przyjął tzw. paczki delikatesowe. W okresie 1986-1988 miał nowy pseudonim - TW Wiktor. Zachowały się raporty, w których informował m.in o nastrojach w katowickiej kurii w związku z rocznicą pacyfikacji kopalni Wujek. W ubiegłym roku, kiedy w IPN odnaleziono teczkę duchownego, biskup Skworc poprosił księdza profesora Jerzego Myszora (promotora swojej pracy doktorskiej) oraz historyka Andrzeja Grajewskiego o to, aby go "zlustrowali". Obaj uznali, że Skworc nie współpracował z SB. Sam hierarcha twierdził też, że nigdy nie był donosicielem.

Trudne sprawy: "Fermo", "Kazek" i "Wojtek"
Dużo bardziej skomplikowana jest sprawa Juliusza Paetza (arcybiskupa poznańskiego, który w 2002 r. zrezygnował z tej funkcji po oskarżeniach o molestowanie seksualne kleryków).
Z książki wynika, że duchowny kontaktował się z oficerami SB w czasie swojej pracy w Rzymie. Nie ma dowodów, że brał za to pieniądze. Co więcej, SB podejrzewała, że Paetz spotykał się z rezydentami wywiadu PRL z inspiracji Watykanu. Mimo to w 1978 r. duchownego zarejestrowano jako KI - czyli kontakt informacyjny i nadano pseudonim Fermo.

W archiwach SB ksiądz Kazimierz Górny, obecny biskup rzeszowski, został zarejestrowany jako TW Kazek, a następnie jako TW Tadeusz. Dialog operacyjny z duchownym SB rozpoczęła w momencie, kiedy zaczął jeździć za granicę. Ksiądz Górny odpowiadał na pytania ogólnikowo. "Zgoda duchownego na odbywanie spotkań z funkcjonariuszem SB wynikała wyłącznie z troski o budowę kościoła i w kontaktach tych przestrzegał on określonych reguł: nie składał doniesień na innych duchownych czy osoby świeckie; nie ujawniał tajemnic kościelnych" - pisze ksiądz Isakowicz-Zaleski. Jego zdaniem, można nawet przypuszczać, że duchowny we własnym mniemaniu był przekonany, iż nie współpracuje z SB.

Ciekawa jest sprawa księdza Wojciecha Ziemby, obecnego metropolity warmińskiego. Konsekwentnie odmawiał on kontaktów z SB, a mimo to został zarejestrowany przez SB jako TW o pseudonimie Wojtek, a przez wywiad jako kontakt operacyjny (KO) o pseudonimie Cappis.

"Waga" - dobrowolny współpracownik
Waga - to esbecki pseudonim ks. Janusza Bielańskiego, który przez ostatnie 24 lata był proboszczem Katedry Wawelskiej w Krakowie. Bielański zgodził się na współpracę z SB w listopadzie 1982 r. Zrobił to dobrowolnie. Z siedmioletniej współpracy "Wagi" pozostała jedynie garść materiałów. Z ocalałych szczątków dokumentów wynika, że Bielański udzielał informacji o przygotowaniach do krakowskiej części pielgrzymki Jana Pawła II w 1983 r. "Waga" figuruje również wśród tajnych współpracowników, którzy mają "zabezpieczyć" przebieg kolejnej wizyty papieża, w 1987 r. Za swą pomoc Bielański dostawał od esbeków prezenty. Bielański konsekwentnie zaprzecza, że był "Wagą". W zeszłym miesiącu, pod presją zarzutów, przestał być proboszczem wawelskiej katedry.

Z ks. Mieczysławem Malińskim, który przez lata był tytułowany "przyjacielem Jana Pawła II", SB kontaktowała się jak na filmach szpiegowskich.
"Hasło: Przekazuję pozdrowienia od Przemysława z Rabki.
Odzew: Ciekaw jest, jak czuje się Marian".
Taki kod służył esbekom do nawiązywania kontaktów z ks. Malińskim w Rzymie. W październiku 1971 r. ksiądz został tajnym współpracownikiem ps. Delta. Jest wymieniany jako jeden z najważniejszych agentów "mających dotarcie do Jana Pawła II". Sam Maliński zaprzecza, że współpracował z SB.

Grób Pyjasa
Przygnębiające wrażenie robi historia ks. Mieczysława Łukaszczyka, którego SB zwerbowała, by został "strażnikiem" grobu Stanisława Pyjasa. Pyjas - student i działacz opozycji - został zamordowany przez SB w 1977 r. Władza obawiała się, że jego grób w Gilowicach będzie miejscem spotkań przeciwników reżimu. By kontrolować sytuację esbecy postanowili zwerbować gilowickiego proboszcza. Nie mieli z tym problemu. Haczykiem stał się paszport. Ks. Łukaszczyk lubił spędzać urlopy za granicą. Kapłan, któremu nadano pseudonim Turysta, opowiadał o rodzinie Pyjasa i doglądał, czy ktoś "podejrzany" nie kręci się wokół grobu. Esbecy nagradzali go wiecznym piórem, koniakiem i kawą.






















Reklama