Chodzi o artykuł 30. konstytucji, do którego posłowie - głównie LPR i części PiS - chcą dodać zapis, że człowiek ma niezbywalne prawo do godności "od chwili poczęcia".

Premier oznajmił, że PiS poprze tę zmianę, choć on osobiście nie jest zwolennikiem zaostrzania przepisów antyaborcyjnych. "Czy praworządne, demokratyczne państwo może zmuszać zgwałconą kobietę do tego, żeby urodziła dziecko? Otóż w moim przekonaniu nie może" - stwierdził Jarosław Kaczyński, tłumacząc to tym, że nie jest zwolennikiem państwa wyznaniowego.

Dlaczego więc premier będzie przekonywał posłów PiS do głosowania nad poprawką antyaborcyjną? Z powodu sentymentu do marszałka Marka Jurka, który od lat walczy o taką zmianę w konstytucji. "Powiedziałem mu tylko, że jeśli tak bardzo tego chce, to ja się na to zgadzam. Ale niech on weźmie za to pełną odpowiedzialność" - relacjonował premier swoją rozmowę z marszałkiem Jurkiem.

Żeby zmienić konstytucję, potrzebne jest poparcie aż 2/3 posłów, czyli co najmniej 307. Nie wiadomo dokładnie, ilu posłów podczas głosowania podniesie rękę "za". Jeśli partie rządzące (PiS, Samoobrona i LPR) wprowadzą solidarnie dyscyplinę klubową podczas głosowania, to mogą zebrać co najwyżej 230 głosów. Zabraknie więc 77. Koalicja może liczyć jeszcze na co najwyżej kilkanastu posłów z Ruchu Ludowo-Chrześcijańskiego, Ruchu Ludowo-Narodowego i z PSL-u. Nie wiadomo, jak zachowa się Platforma Obywatelska, w której ścierają się różne poglądy w tej sprawie.