Stróże prawa od kilku miesięcy zapowiadali, że nie wyjdą do pracy na ulice. Wykombinowali, iż pójdą oddać krew, w zamian za co otrzymają dzień wolny. Protest miał się odbyć wczoraj. Ale dwa dni wcześniej komendant główny policji Konrad Kornatowski znalazł pieniądze. Stróże prawa normalnie, jak co dzień poszli więc do pracy. "Czy potrzebna była groźba protestu?" - pyta w rozmowie z "Faktem" Antoni Duda, szef policyjnych związków zawodowych. "Od lat przedstawialiśmy nasze postulaty, ale nikt nas nie słuchał" - dodaje.

Przez kilka ostatnich tygodni strajkowali kolejarze. Dopiero, gdy wyszli na tory i na dobre sparaliżowali komunikację w Gdańsku, Katowicach czy Krakowie, kierownictwo kolei znalazło pieniądze na podwyżki i to pensji zasadniczych. "Niestety, metoda negocjacji już się przeżyła. Nie skutkuje. Konieczna jest demonstracja siły" - mówi z żalem Stanisław Kokot, szef kolejarskiej "Solidarności".

Wcześniej po strajk sięgnęli listonosze. " Dopiero, gdy zarząd poczuł siłę protestu tysięcy ludzi, ustąpił" - podkreśla Jacek Głogowski, listonosz z Gdańska. Pod koniec ubiegłego roku protestował wraz z doręczycielami z całej Polski. On i jego koledzy domagali się podwyżek i przestrzegania kodeksu pracy. W grudniu władze poczty ugięły się i dały ponad 100 zł na rękę podwyżki.

Drogą protestu w ubiegłym roku poszli lekarze. I dopiero, gdy nie miał kto leczyć chorych, znalazły się dla nich środki w kasie państwowej. Medycy wywalczyli sobie 30-proc. podwyżki. Nauczeni ubiegłorocznym sukcesem, znów domagają się podniesienia płac. Straszą protestami. Czy to wystarczy?

Strajkiem zagrozili też ostatnio pracownicy fabryki Fiata w Bielsku-Białej. Ci ugrali naprawdę dużo. Dostali po 230 złotych podwyżki, a wszyscy zatrudniani do tej pory na kontrakty czasowe otrzymali nowe umowy na czas nieokreślony. "To naprawdę dużo" - mówi Wojciech Gumułka ze Śląsko-Dąbrowskiej "Solidarności", która organizowała strajk. Przyznaje, że w naszym kraju dopiero protesty coś przynoszą.

Od listonoszy, górników czy kolejarzy uczą się nauczyciele. Do tej pory długo siedzieli cicho. Narzekali na marne płace, zadowalali się groszowymi podwyżkami, ale nie strajkowali. Teraz zapowiadają, że to już koniec.









Reklama