Andrzej Lepper twierdzi, że ma dowody. Dziennikarzom pokazał sfałszowane - według niego - papiery. Obiecuje, że pójdzie z nimi do prokuratora.
"W biurku pani Krawczyk odkryliśmy ciekawe dokumenty. Wystawiła sobie zaświadczenie o zarobkach. Zarabiała 1200 zł, a na zaświadczeniu napisała 3200 zł, po to by dostać kredyty. Bank czy sklep, w którym brała kredyt, został oszukany. Podrobiła też podpis Łyżwińskiego. Prokurator musi się tym zająć, doniesienie zostanie złożone" - zapowiada Lepper. Dodaje, że pozwał do sądu Krawczyk również prywatnie. Jego zdaniem, naruszyła jego dobra osobiste, mówiąc, że może być ojcem jej dziecka. Jego ojcostwo wykluczyły badania DNA.
Krawczyk jednak zaprzecza. Mówi, że gdyby te zarzuty były prawdziwe, to by się nimi przejmowała. "To żałosna próba ratowania swojej nędznej reputacji" - tak kobieta określiła słowa Leppera.
Na konferencji wicepremier wystąpił ramię w ramię z posłem Łyżwińskim wyrzuconym trzy miesiące temu z partii. Lepper po raz kolejny próbował przekonać dziennikarzy, że on i Łyżwiński są niewinnymi ofiarami Krawczyk.
"Sprawa seksafery to plotki i pomówienia. Trwa już trzy miesiące, miały być niezbite dowody. Wciąż czekamy na jej wyjaśnienie. Tak sztucznej afery nie było na całym świecie. Sprawdzili to nasi adwokaci" - mówi Lepper.
Wprawdzie badania DNA wykazały, że Łyżwiński nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk, lecz badająca sprawę seksafery prokuratura chce postawić posłowi zarzut gwałtu studentki podczas partyjnej imprezy w 2003 roku. Dziewczyna złożyła doniesienie o przestępstwie zaraz po tym, jak w grudniu ubiegłego roku wybuchła afera z molestowaniem w Samoobronie. Nieoficjalnie mówi się też o drugim zarzucie - gwałtu pracownicy jednego z ośrodków wypoczynkowych.
Lepper bagatelizuje sprawę tych rzekomych gwałtów. "No, refleks mają te panie bardzo szybki, szybko sobie przypomniały po czterech latach. A opinia publiczna jest tym karmiona" - mówi o obciążających Łyżwińskiego kobietach. "Wszyscy by chcieli Samoobronę zjeść, nie jako przystawkę, tylko danie główne. Hieny czekają" - dodał.