Koalicjanci godzili się na to, by Marka Jurka na stanowisku zastąpił Dorn. Ale stawiali przy tym tak wiele warunków, że premierowi puściły nerwy - pisze "Rzeczpospolita". LPR i Samoobrona domagały się stanowisk. "Było naprawdę gorąco" - opowiada gazecie jeden z bliskich współpracowników premiera.
Szef rządu w zasadzie podjął już decyzję o dymisji, chciał też przedterminowych wyborów. Jednak gdy wyszedł ze spotkania z koalicjantami, do akcji wkroczył minister w jego kancelarii, Adam Lipiński. Przekonał ich, by złagodzili żądania. Złagodzili, nie zupełnie porzucili - podkreśla "Rzeczpospolita". Ale to wystarczyło, by koalicja i rząd przetrwały.