Choć premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się wczoraj w Bratysławie przekonać do polskiego stanowiska całej Grupy, nie tracił optymizmu. " Liczymy na to, że kompromis w Brukseli się znajdzie, tym bardziej że jest to kompromis bardzo łatwy do zrealizowania" - deklarował.

Reklama

Może właśnie przeczucie zbliżającego sie kompromisu miało wpływ na decyzję, kto będzie reprezentował Polskę na szczycie w Brukseli. Wczoraj przebywający w Baku prezydent Lech Kaczyński powiedział, że najprawdopodobniej pojedzie on. To ważne. Wcześniej premier zapowiadał, że "jeżeli sytuacja będzie nie najlepsza", wówczas zamiast prezydenta to on poleci na szczyt, aby głowa państwa "nie wchodziła w taki ostry konflikt". Może to oznaczać, że porozumienie jest w zasięgu ręki. "Tak blisko celu jeszcze nie byliśmy" - sygnalizował wcześniej DZIENNIKOWI Marek Cichocki, doradca prezydenta i główny nasz negocjator z UE.

Na trzy dni przed szczytem Unii w Brukseli, gdzie rozstrzygnie się, czy Polska postawi weto, premier miał ostatnią okazję, by przekonać partnerów z Grupy Wyszehradzkiej do polskiego stanowiska. Argumenty miał mocne. " Nie może być tak, żeby głos jednego obywatela Unii był dwa razy więcej wart niż głos innego obywatela" - tłumaczył nasze racje Jarosław Kaczyński.

Przekonywał, że forsowany przez prezydencję niemiecką system głosowania podwójną większością tworzy dysproporcje, dając przewagę dużym krajom. Podkreślał, że nasza propozycja to sprawa "o którą warto walczyć, nawet jeśli się nie znajduje w pierwszym momencie zrozumienia".

Reklama

Te słowa były jednak bardziej adresowane do innych państw Unii, bowiem według polskich negocjatorów można było się w Bratysławie spodziewać takiego wyniku rozmów ze Słowacją i Węgrami. "Trudno było oczekiwać po nich poparcia naszego stanowiska, jeśli wcześniej ratyfikowały traktat" - mówi DZIENNIKOWI Cichocki. Dodaje, że oba kraje kibicują nam po cichu, gdyż ta propozycja jest dla nich korzystna.

"Polska nie jest wyizolowana" - potwierdza Anna Fotyga, która wczoraj w Luksemburgu uczestniczyła w posiedzeniu unijnych szefów dyplomacji. Po raz kolejny okazało się, że nie tylko Polska ma listę zażaleń do unijnego traktatu. W tej kolejce są także Brytyjczycy, którzy kwestionują inne zapisy eurotraktatu.

"Jesteśmy w stałym kontakcie z negocjatorami brytyjskimi" - ujawnia Cichocki. Nie chce oficjalnie potwierdzić, że możemy liczyć na poparcie Brytyjczyków. Oficjalnie wciąż popiera nas tylko jeden kraj - Czechy. Jednak jak zastrzegał wczoraj w Bratysławie premier Mirek Topolánek, jego rząd nie ma mandatu od tworzącej go koalicji "do umierania za polską propozycję".

Zatem czy na Czechów można liczyć? - zapytaliśmy Pawła Zalewskiego. "Nie ma powodu, by wątpić w szczerość ich stanowiska" - zapewnia szef sejmowej komisji spraw zagranicznych. Ton zmieniły też europejskie media. "Zaczynają przedstawiać naszą propozycję obiektywnie, a nie w stylu <wyciągnąć pierwiastek z obywatela>" - zwraca uwagę Cichocki. Jego zdaniem zwiastuje to "zrozumienie, a nie wyśmiewanie" naszej propozycji.