Aby zrozumieć, o co chodzi w obecnym sporze Polski z reprezentowaną przez Niemcy resztą Europy, trzeba cofnąć się do października 2004 roku. To wówczas na rzymskim Kapitolu przywódcy 27 państw Unii Europejskiej podpisali traktat konstytucyjny. W dokumencie znalazła się rewolucyjna zmiana sposobu podejmowania decyzji przez Wspólnotę. "Wiedzieliśmy, że decyzje muszą być podejmowane w sposób bardziej efektywny. Podwójna większość to najlepsze rozwiązanie, jakie udało nam się znaleźć" - mówił niedawno DZIENNIKOWI niemiecki minister ds. europejskich Günter Gloser.
Podwójna większość oznacza, że decyzja zostaje podjęta, jeżeli za wnioskiem w Radzie UE głosuje większość państw, które reprezentują jednocześnie większość ludności wspólnoty. "Ta zmiana przynosi efektywność, ale nie jest fair, bo zyskują na niej kraje duże. Szczególnie 80-milionowe Niemcy" - argumentowały wówczas Polska i Hiszpania, państwa, które na nowym systemie traciły najwięcej. Dlatego początkowo Warszawa i Madryt nie chciały nawet słyszeć o pożegnaniu z poprzednim systemem nicejskim.
W marcu 2004 w Hiszpanii zmienił się jednak rząd. Pozostawszy sam na placu boju, rząd Marka Belki z duszą na ramieniu podpisał traktat konstytucyjny. Wkrótce jednak Holendrzy i Francuzi odrzucili go w referendum i po kilkunastu miesiącach prace nad konstytucją rozpoczęły się na nowo.
Warszawa, nie chcąc zyskać miana "hamulcowego Unii", musiała wykonać ruch i przedstawiła propozycję pierwiastka. Metoda, na pierwszy rzut oka skomplikowana, w rzeczywistości jest prosta. Chodzi o wyciągnięcie pierwiastka kwadratowego z liczby ludności każdego kraju.
Takie działanie znacząco zmienia układ sił w Radzie UE. Przykład: Polska liczy około 38 mln mieszkańców, a Niemcy - 80 mln. Gdyby w życie weszła eurokonstytucja bez polskich zastrzeżeń, układ sił wynosiłby 2:1. Jeśli zastosujemy polski pierwiastek to już tylko 3:2.
Polska propozycja została oprotestowana jako niezrozumiałe novum, tymczasem to nie Warszawa wymyśliła system pierwiastkowy jako sposób podejmowania decyzji. Pomysł bazuje na propozycjach brytyjskiego matematyka Lionela Penrose’a stworzonych w latach 40., gdy wyniszczona kataklizmem Europa szukała politycznych sposobów uniknięcia nowej wojennej pożogi i rodziły się pierwsze projekty integracji kontynentu.
Penrose doszedł do wniosku, że nawet w organizacjach międzynarodowych państwa nie przestaną myśleć egoistycznie. "Dlatego każdy kraj musi mieć możliwość zablokowania niekorzystnych dla siebie rozwiązań" - pisał Penrose. Tak powstała idea pierwiastka, która została teraz podchwycona przez polską dyplomację.
Warszawa wyliczyła, że na pierwiastku najbardziej zyskają państwa średnie, takie jak Polska, Hiszpania czy Holandia. Będą miały bowiem większą zdolność blokowania niekorzystnych dla siebie decyzji. Stracą z kolei unijni giganci, głównie Niemcy, bo propozycja Warszawy osłabia ich siłę powstrzymania niechcianych rozwiązań.