Składka powinna wzrastać co pół roku lub co rok, o 0,5 procenta - proponuje Zbigniew Religa. Jednocześnie chce dorzucić pacjentom możliwość odpisywania tego od podatku. Ale od razu zastrzega, że to tylko projekt. "Twarda propozycja ministra zdrowia, bez akceptacji premiera" - mówi. "Jestem już umówiony na konsultacje z Jarosławem Kaczyńskim i minister finansów Zytą Gilowską" - dodaje.

Wiadomo już, że według koszyka państwo pokryje koszty ratowania życia pacjenta, a także leczenia dzieci i kobiet w ciąży. Nie będzie limitów finansowych na walkę z nowotworami i chorobami zakaźnymi. Przy innych schorzeniach w niektórych przypadkach ministerstwo proponuje stosowanie metod tańszych, ale równie skutecznych.

Ale Religa nie ma wątpliwości - w systemie i tak zabraknie pieniędzy. Aby koszyk "działał", potrzeba dodatkowych 9 miliardów złotych. Nie pomogą ani dodatkowe ubezpieczenia, ani współpłacenie pacjentów za leczenie. Jak podkreślił, najważniejsze jest podniesienie nakładów na służbę zdrowia - do 6 procent PKB (produktu krajowego brutto).

"Jedyną rzeczą, która może do tego doprowadzić, jest zwiększenie składki na ubezpieczenie zdrowotne" - podkreślił Religa.

Minister nie ukrywał też, że nie ma pieniędzy na natychmiastowe zrealizowanie podwyżek - takich, jakich żądają lekarze i pielęgniarki. "Myślę, że realizacja żądań, które obecnie są stawiane, jest możliwa w ciągu trzech, maksymalnie czterech lat" - zaznaczył Religa. I dodał, że zapadła też decyzja premiera i ministra finansów o pomocy dla zadłużonych szpitali. "I mówimy znowu o gigantycznych pieniądzach, o pieniądzach rzędu 4,5 mld zł" - podkreślił szef resortu zdrowia.