Decyzji jeszcze nie ma, ale rozważania na temat ewentualnej daty głosowania trwają. "Każdy termin dopuszczalny konstytucyjnie może wchodzić w grę" - tłumaczył premier. Jego zdaniem, wybory mogłyby się odbyć w połowie listopada. "To jest rozsądny termin" - przekonywał szef rządu.
Właśnie na temat możliwości wcześniejszego głosowania będzie dziś wieczorem rozmawiać Komitet Polityczny PiS. O spotkaniu polityków Prawa i Sprawiedliwości informował wczoraj dziennik.pl.
A co może skłonić Prawo i Sprawiedliwość do podjęcia decyzji o wyborach? Premier wyliczał warunki dla koalicjantów. Mówił m.in., że LiS musi być w pełni lojalne podczas sejmowych głosowań nad wnioskami o wotum nieufności dla członków rządu.
Kolejny warunek dotyczy stosowanej przez Samoobronę praktyki obsadzania stanowisk swoimi ludźmi. By rząd i parlament trwał, PiS musi mieć gwarancje, że "różnego rodzaju niedobre wydarzenia, np. w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zostaną powstrzymane".
Jarosław Kaczyński zapowiedział też, że trwanie Ligi i Samoobrony w rządzie nie oznacza, że "wymiar sprawiedliwości nie będzie działać". Nawiązał w ten sposób do akcji CBA, która miała doprowadzić do zebrania dowodów na korupcję w Ministerstwie Rolnictwa, a która jest krytykowana zarówno przez Andrzeja Leppera, jak i Romana Giertycha.
A co jeśli warunki nie zostaną spełnione? Będą wybory. "My nie mamy zamiaru rządzić w ciągłych sporach, ani brać na siebie odpowiedzialności za rzeczy kompromitujące. To mówię jasno" - grzmiał szef rządu.
Sprawą trwania parlamentu będą się jutro zajmować posłowie. Jak informował dziennik.pl, zbierze się prezydium Sejmu. Wicemarszałek Bronisław Komorowski zdradził, że w materiałach przygotowanych na posiedzenie jest wniosek Platformy Obywatelskiej o samorozwiązanie parlamentu. Zdaniem polityka PO, głosowanie mogłoby się odbyć już na pierwszym po wakacjach posiedzeniu Sejmu.