Prokuratura Okręgowa w Radomiu prowadzi postępowanie wyjaśniające, które ustalenia mamy poznać do wtorku. Z nieoficjalnych informacji wynika, że może się ono zakończyć dyscyplinarką dla prokuratora prowadzącego i dymisją kierownictwa Prokuratury Rejonowej w Radomiu.

Reklama

Lubelska prokuratura w błyskawicznym tempie prowadzi śledztwo w sprawie ujawnionej w środę przez DZIENNIK afery strzykawkowej. Zaledwie trzy dni temu przejęła je z Radomia, a już przesłuchała pierwszych świadków i ustaliła większość szpitali, do których trafiły brudne jednorazówki.

"Podobnie jak to było w przypadku corhydronu, prokuratury w całym kraju będą przyjmować zgłoszenia od osób pokrzywdzonych, a dokumentację przesyłać do Lublina" - zapowiedział podczas specjalnie zwołanej na piątek konferencji prasowej Marek Woźniak, wiceszef lubelskiej prokuratury okręgowej, w której toczy się śledztwo.

Prokuratura bada obecnie dwa wątki. Pierwszy dotyczy "możliwości spowodowania niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia" przez wprowadzenie do użytku zanieczyszczonych jednorazówek. Narodowy Instytut Leków przebadał cztery strzykawki zabezpieczone w szpitalu w Radomiu i uznał, że mogły one stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów.

Opinia biegłych była przerażająca - wstrzyknięcie dożylnie kawałków much i pyłów może grozić zakażeniem krwi lub nawet sepsą. W sprawie tego wątku przesłuchana została w piątek wiceprezes łódzkiej firmy Skamex, która była dystrybutorem większości niebezpiecznych strzykawek. Zeznała m.in., że partia zanieczyszczonych strzykawek była badana w Hiszpanii w trakcie reklamacji radomskiego szpitala. Jak informował DZIENNIK, radomski szpital zwrócił kilkadziesiąt tysięcy sztuk strzykawek firmy Becton Dickinson z podejrzanej serii i kilku innych. Reklamacja została przez producenta uznana.

Reklama

"Rozpoznanie reklamacji przez producenta wskazuje na to, że ta partia nie była podróbką" - mówi prokurator Woźniak, zapewniając, że oryginalność strzykawek będzie także badana. Prokuratura stara się odnaleźć wszystkie podejrzane strzykawki. Jako dowód w sprawie zabezpieczyła nawet jeden egzemplarz strzykawki z podejrzanymi czarnymi kropkami, który posiadał dziennikarz DZIENNIKA".

"Naszym celem jest ustalenie, czy w całym kraju w jakichkolwiek placówkach medycznych są jeszcze strzykawki z zanieczyszczonej serii" - powiedział prokurator Woźniak. "Seria 0607186 została wyprodukowana w sierpniu 2006 r. w Hiszpanii i liczyła kilkaset tysięcy sztuk. Zwróciliśmy się o pomoc prawną do Hiszpanii" - dodał.

Jak ustaliła prokuratura, łódzki Skamex sprzedał 96 tys. sztuk, ale strzykawki rozprowadzało jeszcze dwóch innych dystrybutorów - firmy z Warszawy i Poznania. Obecnie przygotowują one dla prokuratury listy placówek, którym sprzedały ten towar. Prokuratura ma już informacje, że znaleziono je w kilkunastu szpitalach, w tym m.in. w Łodzi, Krakowie i Szczecinie. Jak ustalono, większość jednorazówek z tej serii już została zużyta. Nie ma na razie potwierdzonych informacji, że spowodowało to komplikacje zdrowotne u pacjentów.

Reklama

"Będziemy jednak badać związek między użyciem brudnych strzykawek a wzrostem zachorowań na sepsę, jaki odnotowano ostatnio w Polsce" - zapowiedziała rzeczniczka Prokuratury Apelacyjnej Ewa Piotrowska. O takiej możliwości mówi Adam Sandauer, szef Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. "Trzeba zbadać związek między tym faktem, a brudnymi strzykawkami. Musimy sprawdzić, czy na znalezionych w radomskim szpitalu strzykawkach są meningokoki - bakterie, które wywołują sepsę" - powiedział DZIENNIKOWI.

Profesor Andrzej Zieliński z Państwowego Zakładu Higieny potwierdza, że odnotowano wzrost zachorowań na jeden z rodzajów posocznicy. Jednak uspokaja: "Sepsa może być wywołana przez wiele drobnoustrojów. Nie łączyłbym tych dwóch spraw, bo jest małe prawdopodobieństwo, by w resztkach much były bakterie inwazyjne. Ale oczywiście nie mogę tego wykluczyć w stu procentach".

Drugi wątek badany przez lubelską prokuraturę dotyczy odpowiedzialności kierownictwa radomskiego szpitala za niepowiadomienie o znalezieniu brudnych strzykawek Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Szpital zgłosił sprawę tylko do prokuratury, chociaż mają ustawowy obowiązek zgłaszania tzw. incydentów medycznych do nadzoru farmaceutycznego. Informacji o problemie nie przekazał urzędowi jednak także ani producent, ani dystrybutor.