"Polska jest w dużej mierze izolowana. Polski rząd jest w tej kwestii outsiderem. Inne europejskie kraje nie mają zastrzeżeń lub też sprawa ta ich nie obchodzi" - stwierdza Steinbach na łamach dziennika "Passauer Neue Presse".

Reklama

Kolejny atak szefowej Związku Wypędzonych na polskie władze zbiegł się w czasie z corocznym zjazdem ziomkostw niemieckich - organizacji domagających się praw własności do majątków porzuconych po wojnie na polskich ziemiach. Zdaniem Steinbach w Berlinie musi też powstać Centrum przeciwko Wypędzeniom. Decyzja zapadnie w tym roku, bo - jak dodaje szefowa związku - jej partyjna koleżanka z CDU, Angela Merkel, popiera ten projekt.

Tymczasem polskie władze ostro sprzeciwiają się budowie Centrum. Jak tłumaczą, nie wolno pokazywać historii niemieckich wypędzonych nie wspominając o tragedii polskich obywateli w czasie II wojny światowej. Na taką zmianę formuły Centrum nie chce z kolei przystać szefowa Związku Wypędzonych.

"Erika Steinbach i jej ojciec wypędzali Polaków z domów, potem je zasiedlali, a potem nazwali się wypędzonymi. A przecież to uciekinierzy przed frontem sowieckim" - ostro odcina się założycielka Powiernictwa Polskiego, Dorota Arciszewska-Mielewczyk, przypominając losy rodziny Steinbachów. Powiernictwo broni Polaków przed roszczeniami ziomkostw niemieckich.

Reklama

Ojciec Eriki Steinbach w czasie wojny, jako żołnierz Luftwaffe, służył na lotnisku w okupowanej Rumii. Jej matka była urzędniczką. W styczniu 1945 roku Steinbachowie, wraz z półtoraroczną Eriką i jej trzymiesięczną siostrą, musieli uciekać przed Armią Czerwoną. Dorosła Erika dała o sobie znać już w latach 70. Protestowała przeciw polsko-niemieckiej granicy na Odrze i Nysie. Od połowy lat 90. ostro domaga się zwrotu niemieckich majątków porzuconych w Polsce. Równie ostro sprzeciwiają się temu nasze władze.

"Mam nadzieję, że po wyborach w Polsce do głosu dojdą umiarkowane i rozsądne siły" - mówi Steinbach. "Polski rząd wzbudza w społeczeństwie grozę" - rzuca.