Niewykluczone, że część obrad Sejmu dotycząca raportu zostanie utajniona. Ustawa o komisji śledczej przewiduje, że w czasie debaty sejmowej do sprawozdania komisji nie zgłasza się poprawek i nie przeprowadza się nad nim głosowania.

Reklama

We wstępnym porządku obrad Sejmu sprawozdanie z prac komisji hazardowej zaplanowano na piątkowe popołudnie. Prawdopodobnie posłowie wysłuchają go w dwóch częściach, z których jedna odbędzie się w trybie niejawnym. Wynika to z tego, iż do przyjętego w sierpniu sprawozdania komisji złożono cztery zdania odrębne; jedno autorstwa posłów PiS - Beaty Kempy i Andrzeja Dery - zawiera informacje objęte tajemnicą śledztwa.

Szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla powiedział PAP, że władze Sejmu czekają na decyzję prokuratora, czy odtajni materiały, które stanowią załączniki do zdania odrębnego posłów PiS. Jego zdaniem, jeśli prokuratura zdecydowałaby się na odtajnienie tych materiałów, wtedy cały raport mógłby być omawiany w trybie jawnym.

Sprawozdanie przedstawi szef komisji Mirosław Sekuła (PO). Jak przyznał w rozmowie z PAP, nie będzie to proste, gdyż raport ze zdaniami odrębnymi liczy blisko 800 stron. "Jest pewna trudność, jak przedstawić sprawozdanie z tak obszernego materiału. Nie zakładam przeczytania tych prawie 800 stron przed Sejmem. Musi to być forma streszczenia" - powiedział Sekuła.

Jak podkreślił, po przedstawieniu Sejmowi raportu, dyskusji nad nim i pytaniach do posła sprawozdawcy komisja oficjalnie zakończy swoje prace i przestanie istnieć. "Rozpatrzenie sprawozdania komisji hazardowej kończy postępowanie Sejmu w tej sprawie. Potem będą się mogły tą sprawą zajmować inne organy, głównie prokuratura i NIK" - dodał szef komisji hazardowej.

Poseł Dera powiedział jednak PAP, że choć zgodnie z prawem sejmowe śledztwo skończy się w dniu przedstawienia raportu z prac komisji, to - jak zaznaczył - sprawa w oczywisty sposób nie będzie zakończona.

Stanie się tak - stwierdził Dera - z winy PO, której nie zależało na wyjaśnieniu afery, a "zamieceniu jej pod dywan". "To było widać szczególnie na końcu prac, kiedy posłowie dostali 24 godziny na napisanie zdania odrębnego do raportu. Było widać, że Sekuła wykonuje tylko określone polecenia polityczne" - powiedział Dera.

Reklama

Poseł PiS ocenił, że sposób prowadzenia prac komisji był skandaliczny. "Wielogodzinne przesłuchania bez dania posłom możliwości zapoznania się z materiałem czy przygotowania pytań, to wszystko miało jeden cel: stłamszenie i zamknięcie tej sprawy. Tak to niestety wyglądało" - mówił polityk PiS.

Mimo to Dera nie żałuje, że PiS brało udział w pracach komisji. Według niego, dzięki pytaniom ze strony opozycji oraz temu, że sejmowe śledztwo odbywało się z pełnym udziałem mediów, udało się pokazać na czym polegała afera hazardowa.

Podobnie, zdaniem posła, będzie podczas przedstawiania raportu z prac komisji w Sejmie. Według Dery raport Sekuły jest oderwany od materiału dowodowego, wybiela bohaterów afery, zawiera tezy nie poparte żadnymi dowodami. Jak dodał, zdania odrębne przygotowane przez PiS i Lewicę zawierają mocne sformułowania, ale są one oparte o materiał dowodowy.



Franciszek Stefaniuk (PSL) nie zgadza się z opinią, że komisja "zamiotła aferę hazardową pod dywan". "Przesłuchaliśmy ponad 80 świadków, a to nie jest zamiatanie pod dywan" - zaznaczył. Dodał, że przy takiej kontrowersji zdań i poglądów wśród członków komisji sprawozdanie z jej prac nie miało szans być spójne. "Natomiast jest to materiał, który znajdzie swoje odzwierciedlenie w pracach NIK i prokuratury" - dodał.

Według polityka PSL, choć materiał z prac komisji trafił do prokuratury, nie będzie miała ona z niego zbyt dużego pożytku, gdyż - jak zaznaczył - przesłuchanie świadka przez komisję nie stanowi dla organów ścigania materiału dowodowego. "Więc ja się pytam, po co ta zabawa za budżetowe pieniądze?" - podkreślił.

Wiceszef komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) uważa, że "miesiące prac komisji hazardowej nie były zmarnowane". "Odsłoniliśmy polityczny aspekt afery hazardowej, pokazaliśmy mechanizmy. Myślę, że ta komisja odegrała ważną rolę i będzie jednym z elementów poprawy jakości funkcjonowania polskiej demokracji" - powiedział PAP.

Poseł uważa, że komisja zakończyła prace "w sposób nagły i chaotyczny". "Myślę, że różne wątki tej afery będą jeszcze wychodziły na światło dzienne" - ocenił.

Sekuła broni efektów prac komisji; wśród jej sukcesów wymienia pokazanie afer hazardowych w ostatnich trzech kadencjach Sejmu i kulisów procesu legislacyjnego. Jego zdaniem, plusem pracy śledczych była też możliwość przesłuchania wielu osób, z którymi prokuratura miałaby problem, gdyż są chronione immunitetem. "Tak więc materiał z tych przesłuchań na pewno będzie mógł być wykorzystywany przez prokuraturę" - ocenił.

Z drugiej strony, zdaniem Sekuły, porażką komisji było to, że stała się ona jednym z frontów "wojny polsko-polskiej".

Końcowy raport z prac komisji nawet po poprawkach nie satysfakcjonował nikogo, łącznie z autorem projektu Mirosławem Sekułą. Posłowie wskazywali na niespójności tekstu. Opozycja określała go mianem kompromitującego i skandalicznego.

Ze sprawozdania wynika, że politycy PO nie brali udziału w nielegalnym lobbingu ws. ustawy hazardowej, choć ich zeznania są momentami mało wiarygodne, a źródłem przecieku o akcji CBA mogło być tak Biuro, jak i Kancelaria Premiera.

Do raportu posłowie złożyli cztery zdania odrębne. Własne wersje tekstu przedstawili posłowie PiS, Lewicy, PSL, a także PO. Opozycja wskazywała na nielegalny lobbing polityków PO podczas prac nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych.

Afera hazardowa wybuchła na początku października 2009 r., po publikacji "Rzeczpospolitej". Krótko po tym ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski i minister sportu Mirosław Drzewiecki, którzy - według materiałów CBA - mieli podczas prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej działać na rzecz biznesmenów z branży hazardowej, stracili swoje stanowiska. Z rządu odeszli też m.in. wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna i wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld.