Końcowy projekt nowelizacji tzw. ustawy antynarkotykowej, dotyczący dopalaczy, musi być wspólny - powiedział w środę w Sejmie premier Donald Tusk. Zapewnił, że prace toczyć się będą nie tylko nad rządowym projektem zmian, ale także nad propozycjami opozycji. Ale odpowiadając opozycji, premier nie darował sobie złośliwej ironii.
"Będziemy - inaczej niż posłowie opozycji twierdzą - równocześnie procedować nad projektem i SLD, i PiS. Będzie okazja zobaczyć, co w projekcie jest sensowne, a co bezsensowne" - powiedział Tusk, odpowiadając na pytania posłów podczas środowej debaty nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
"Padały pytania na temat tego dlaczego ta akcja (zamykania sklepów z dopalaczami-PAP) była tak głośna i czy jej celem nie był jakiś polityczny interes, czy propaganda. Chcę powiedzieć, że akcja, którą przeprowadziliśmy w sobotę, była przeprowadzona w absolutnej dyskrecji i ciszy, nie miała precedensu w historii Polski (...) żaden dziennikarz nie wiedział nic na temat wielodniowych przygotowań i samej akcji" - podkreślał premier.
W jego opinii, "państwo w dotychczasowych regułach prawnych, z tą dotychczasową rutyną, przegrywa z ludźmi, którzy ten proceder prowadzą". "Ja nie mówię, że my genialnie sobie z tym radziliśmy, wręcz przeciwnie. To dzisiejsze spotkanie na sali pokazuje, że państwo nie wygrało dotychczasowej batalii, ale proszę nie mówić, że tej batalii nie było" - zaznaczył.
Tusk nawiązał m.in. do pytania zadanego przez posła Tadeusza Woźniaka (PiS), który - zdaniem premiera - "pozwolił sobie na bardzo ciekawą sugestię, czy insynuację, że sklepy z dopalaczami działają w Polsce dlatego, że jacyś liderzy polityczni są zwolennikami prochów, albo sami je zażywają".
"Mógłbym się oburzyć, bo mógłbym sądzić, że jest to insynuacja pod moim adresem, ale ostatnie dni wskazują wyraźnie na to, że była to insynuacja pod adresem lidera partii tego posła" - powiedział Tusk. Wtedy z kolei Woźniak oświadczył, że został źle zrozumiany, a premier dopuścił się insynuacji.