"Jestem człowiekiem lewicy i nikt mnie lewicowości w Polsce nie pozbawi. Wszyscy znają moje poglądy, również na wewnętrzną działalność partii politycznej, na demokrację wewnętrzną w partii, strukturę partyjną i ja po prostu działam na rzecz dobrej działalności SLD. Jeżeli z tego powodu się mnie wyrzuca z zarządu, to mi jest po prostu przykro, ale to nie znaczy, że grupa kierownicza teraz pozbawi mnie determinacji, żeby SLD zmieniać" - mówił Kalisz.

Reklama

Poseł podkreślił, że jest "członkiem-założycielem SLD" i wiele projektów, którymi partia ta "się dziś szczyci", było jego autorstwa. W tym kontekście wymienił m.in. wnioski do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy lustracyjnej i ustawy o CBA.

Przekonywał, że wciąż ma wielu zwolenników w partii. "Byłem 10 dni temu na konwencji wyborczej w Siedlcach, popierałem kandydata SLD (na prezydenta) Macieja Drabio, entuzjastycznie ludzie SLD mnie tam witali" - mówił poseł Sojuszu.

Zdaniem Kalisza decyzja o tym, że podczas sobotniej konwencji krajowej Sojuszu - jako jedyny - nie otrzyma od delegatów wotum zaufania, zapadła wcześniej. "Dzwoniło do mnie wiele osób, również ze ścisłego grona współpracowników Napieralskiego, którzy mi opowiadali, jak to się stało, kiedy podjęto decyzję, kiedy szefowie regionów ustalili to z kierownictwem partii" - mówił poseł SLD.

Reklama

Kalisz uważa też, że jako członek partii ma prawo krytykować jej szefa. "Jeżeli za krytykę szefa wyrzuca się człowieka, to jaka to partia?" - pytał. Zapewniał jednocześnie, że nigdy nie wypowiedział ani jednego słowa, które "nie byłoby troską o dobro lewicy w Polsce i troską o to, żeby lewica w Polsce miała swoją właściwą, należytą, efektywną reprezentację".

Dodał, że wspiera kandydatów Sojuszu startujących w listopadowych wyborach samorządowych. "Wspieram (kandydata na prezydenta Warszawy) Wojciecha Olejniczaka - już do tej pory w wielu miejscach z nim byłem, organizuję mu spotkania z kreatywnymi środowiskami w Warszawie i będę go jeszcze wspierał" - podkreślił.



Reklama

Kalisz odniósł się też do swej obecności 2 października na kongresie Janusza Palikota. Wiceszefowa Sojuszu Katarzyna Piekarska oceniła w sobotniej rozmowie z PAP, że to właśnie udział Kalisza w kongresie miał decydujący wpływ na to, że poseł Sojuszu nie otrzymał wotum zaufania.

"Ja, będąc w Sali Kongresowej nie powiedziałem żadnego słowa nielewicowego, tak bym to określił. Mówiłem o wartościach lewicowych, a w trakcie pytań (z sali - PAP) były pytania chociażby o Jerzego Wenderlicha (wicemarszałka Sejmu z SLD - PAP), że czegoś nie zrobił właściwie, ja musiałem ich bronić" - zapewniał Kalisz.

Polityk powiedział też, że pozostaje w kontakcie telefonicznym z Januszem Palikotem i chętnie się z nim znów spotka. "My się znamy do lat, spotykamy się dosyć często - raz na dwa tygodnie, tak jak z wieloma innymi politykami. Jesteśmy w kontakcie telefonicznym (...) Chętnie się z Januszem Palikotem spotkam, bo bardzo go cenię i lubię, jest naprawdę wybitnie inteligentnym człowiekiem, oczytanym" - mówił Kalisz.

W poniedziałek Palikot powiedział dziennikarzom, że będzie namawiał Kalisza, aby wystąpił z Sojuszu i przyłączył się do jego ruchu.

W rozmowie z TVP Info szef SLD Grzegorz Napieralski podkreślił, że słuchał wtorkowych wypowiedzi Kalisza i wierzy głęboko, iż zrozumie on sobotnią decyzję partii. "To jest pewien sygnał, że on powinien jednak oddawać więcej siebie dla SLD" - mówił. Jak wyliczał, dzięki SLD Kalisz był "ministrem, pracował w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego, jest szefem ważnych komisji sejmowych". Jest i będzie dla Kalisza miejsce w Sojuszu - zapewnił jednocześnie Napieralski.