"Postkomunizm to jest taki system, który powstał z takiego bardzo uproszczonego, jeżeli chodzi o metodę, ale także jeżeli chodzi o treść tego, co uczyniono, nałożenia reguł neoliberalizmu na społeczeństwo takiego rozkładającego się komunizmu" - stwierdził Jarosław Kaczyński. Zarzucił Platformie Obywatelskiej, że nie spełniła swej obietnicy zmiany tego systemu. Odpierał jednocześnie zarzuty o to, że chce odzyskać władzę, by pomścić śmierć brata. "To moi przeciwnicy próbują metodami niegodziwymi, bo to jest niegodziwe, w ten sposób ze mną walczyć. Przez cały czas mnie i mojemu bratu, wielu innym, także wielu spośród tych, którzy zginęli, miało tego rodzaju poglądy" - stwierdził.
Jarosław Kaczyński przekonywał, że gdyby w kwietniu ubiegłego roku on był premierem, nie doszłoby do katastrofy samolotu z prezydentem na pokładzie. "Przede wszystkim jestem zupełnie przekonany, że byłyby już inne samoloty. A to jest na pewno ważne w tej sprawie. Po drugie nie byłoby dwóch wizyt i z całą pewnością te wszystkie niepokojące wydarzenia, które miały miejsce w związku z tą wizytą, po prostu by nie nastąpiły" - tłumaczył. Prowadząca rozmowę Agnieszka Burzyńska przywołała wizytę Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2007 roku. Wtedy samolot także lądował w Smoleńsku, na pokładzie nie było rosyjskiego lidera, a dane nawigacyjne były nieprecyzyjne. Wszystko to działo się za rządów PiS.
"Widzi pani, my nie byliśmy w stanie, mając kilkanaście miesięcy władzy, z tego dokładnie 13 miesięcy w większości parlamentarnej, natomiast pozostały okres nie mieliśmy tej większości, załatwić wszystkiego. Nie byliśmy w stanie uporządkować tych spraw, kupić samolotów, okazało się, że obecny minister spraw zagranicznych, a wtedy, czego żałuję, minister obrony, ot tak zorganizował przetarg na nowy samolot dla najwyższych przedstawicieli władzy, że trzeba było ten przetarg unieważnić, bo był on bezprawny" - przekonywał były premier.
Mówiąc o prognozach na jesienne wybory, szef PiS przyznał, że liczy na zdobycie przez jego partię większości pozwalającej na samodzielne rządzenie. Jeśli zaś chodzi o ewentualne koalicje, to nie wykluczył rozmów z pewną częścią PO. "Jeżeli chodzi o pana Gowina, nie będę w tej chwili zgłaszał swoich pretensji do jego postawy, bo to nie ma żadnego sensu. Jestem oczywiście otwarty, ale nie o pana Gowina chodziło" - wyznał.
Prezes PiS odniósł się także do wydarzeń pod Pałacem Prezydenckim w czasu sporu o krzyż. Nie szczędził gorzkich słów Bronisławowi Komorowskiemu. "sprawa krzyża i tego co się tam wyprawiało: profanacji, poniżania ludzi, obrażania kobiet, fizycznych ataków na kobiety, to jest odpowiedzialność prezydenta. To postawiło jego osobę w bardzo szczególnej sytuacji z mojego punktu widzenia" - stwierdził. Przyznał, że sam nie zgłosił sprawy do prokuratury, bo wynik byłby z góry znany. "Nie rozmawiajmy o tym, bo pani udaje, że pani nie wie w jakim kraju pani żyje. Żyjemy w kraju, gdzie praworządność łagodnie rzecz ujmując fikcyjna, a z demokracją jest coraz gorzej" - uciął. Przyznał jednak, że jeśli zostanie premierem, będzie musiał podać prezydentowi rękę.
Pytany o to, kiedy odda przywództwo w PiS, Jarosław Kaczyński odpowiedział: "gdy dojdę do setki...". A co do spotkania z Adamem Małyszem, który ostatnio publicznie zastanawiał się, dlaczego szef PiS składa kwiaty pod Pałacem Prezydenckim a nie na grobie brata na Wawelu, to wciąż nie jest ono umówione na 100 procent. "Chciałbym się z nim spotkać, chciałbym mu parę rzeczy powiedzieć. Ja z nim rozmawiałem w życiu. Chyba nawet nie jeden raz. Bardzo sympatyczny człowiek" - dodał Jarosław Kaczyński.