Premier mówiąc w Sejmie o terminalu gazu skroplonego LNG zauważył, że był on "obiektem kontestacji, tak jak i dziś, pewnego sceptycyzmu czy pewnych wątpliwości ze strony lewicy". Dodał, że ze strony lewicy bardzo często padały pytania, były wątpliwości, czy dywersyfikacja jest potrzebna.
"A jeśli chodzi o prawicę, to przez długi czas byliśmy świadkami takich modłów z jej strony, żeby dywersyfikacja stała się faktem, tylko że kompletnie nic w tej sprawie nie zrobiono" - mówił szef rządu.
"Znowu jestem bardzo zdziwiony wystąpieniem posła Poncyljusza, bo zarzucał ministrowi Gradowi, że on robi to w sposób ślamazarny - pan chyba nawet użył słowa bojkot - albo że on w sprawie tej inwestycji (LNG) jakoś nie tak się zachowywał, że rok nic nie robił. Przecież wszystko, co się dzieje wokół gazoportu, jest absolutnym rekordem świata, jeśli chodzi o tempo. Nie chcę przynudzać, zresztą szczerze powiedziawszy, okazałoby się, że ta sprawa jest bardziej w okolicach sprawy karnej niż politycznej, jeśli opisałbym w szczegółach, co do niedawna pańscy koledzy i koleżanki przygotowywali jako sposób na dywersyfikację dostaw gazu. Szwajcarskie, koreańskie spółki, pośrednicy w potencjalnych kontraktach gazowych. Jeśli przyjdzie czas, to długo będziemy opowiadali o tych bardzo dwuznacznych i dziwacznych przedsięwzięciach gazowych poprzedniego rządu. Ten czas niedługo nadejdzie" - powiedział Tusk.
Adam Hofman na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie podkreślił, że zabrakło mu "oburzenia polskich mediów" na "nietypową", choć "w pewnym kontekście wydaje się, że już normalną wypowiedź Donalda Tuska z mównicy sejmowej".
"Mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której prezes Rady Ministrów straszył opozycję hakami. (...) Człowiek, któremu podlegają także służby specjalne grozi opozycji, mówi: już niedługo zobaczycie". Według Hofmana, dziennikarze mają obowiązek sprawdzić, czy takie słowa premiera nie są groźne dla demokracji.
Szef Komisji Skarbu Tadeusz Aziewicz (PO) pytany o słowa Hofmana powiedział w czwartek PAP, że działacze PiS nie mają "absolutnie mandatu moralnego", by zarzucać komukolwiek wykorzystywanie służb specjalnych do polityki. Dodał, że nie zna materiałów, o których mówił premier, ale - jak podkreślił - nie sądzi, by "była to wiedza zdobyta w sposób nieformalny".
"Myślę, że tu nie chodzi o zbieranie haków, tylko po prostu chodzi o informację na temat rzeczywistości, którą poznał pan premier, obejmując swoją funkcję. Jeżeli taką deklarację złożył, to na pewno miał ku temu podstawy" - zaznaczył Aziewicz. Jednocześnie dodał, że politycy PiS "sami mają świadomość, jak rządzili i jak kłopotliwe" mogą być dla nich m.in. porównania jakości pracy obecnego ministra skarbu i ministra skarbu w rządach PiS Wojciecha Jasińskiego.
Wiceszef klubu SLD Marek Wikiński odnosząc się do słów premiera z debaty, powiedział na konferencji prasowej Sojuszu, że szef rządu jako "funkcjonariusz publiczny jest zobowiązany, z mocy prawa, powiadomić organy ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa".
"(Panie premierze), jeżeli pan tego nie uczyni, to można to odnieść, że chce pan stosować szantaż polityczny wobec przeciwników politycznych" - dodał Wikiński.
Ocenił ponadto, że "deklaracje, którymi premier Tusk straszy Polaków, są tylko grą polityczną, grą wyborczą, która ma pobudzić elektorat PO, który jest zawiedziony brakiem działań rządu PO".
"On przed czterema laty uwierzył w program gospodarczy +3X15+ (chodziło o wysokość stawek podatkowych - PAP) dla polskich przedsiębiorców i podatników. Od tego zakurzonego programu PO odeszła i dzisiaj stara się wszelkimi sposobami pobudzić swój elektorat" - zaznaczył Wikiński.