Na 17 ministerstw zaledwie kilka zdecydowało się na ograniczenie liczby urzędników. Dwa – MSWiA oraz MSZ – wybrały zwolnienia grupowe. Resort sprawiedliwości obniżył wymiar czasu pracy i nie przedłużył umów okresowych. To jednak za mało. Zgodnie z założeniem rządu liczba urzędników 30 września miała osiągnąć poziom z końca 2007 roku. Wtedy było ich 296,4 tys. To oznacza, że z pracą w jednostkach podległych premierowi powinno się pożegnać do 27,5 tys. urzędników. Pracy nie straci nawet tysiąc.
O zwolnieniach nie chcą słyszeć również wojewodowie. Twierdzą, że nakłada się na nich coraz więcej zadań (ostatnio np. obsługę telefonu alarmowego 112). Dlatego redukcji zatrudnienia nie planują m.in. opolski urząd wojewódzki, lubelski i warmińsko-mazurski. Cięć nie będzie w administracji podatkowej, np. w urzędach skarbowych. Zwalniać urzędników nie zamierzają policja i inne służby mundurowe oraz agencje rządowe, jak np. restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa.
W dodatku urzędy wciąż publikują w internecie ogłoszenia o wolnych stanowiskach. Obecnie jest ich 235. Na przykład konkurs na stanowisko radcy ministra rolnictwa. Termin składania ofert kończy się 6 października, czyli trzy dni przed wyborami. Jeżeli nowy minister nie będzie potrzebował takiego specjalisty, to urząd wypłaci mu odprawę.
Jednak prawdziwa lawina ofert pracy w urzędach dopiero przed nami. Te zaczną się pojawiać zaraz po wyborach. Po tych z 2007 r. zatrudnienie w administracji rządowej wzrosło o kilka tysięcy. Teraz pewnie będzie podobnie.