W tych wyborach partyjni liderzy grali o najwyższą stawkę – nie tylko pozycji na scenie swoich partii, ale też własnego przywództwa. Jeszcze przez kilka dni, do czasu utworzenia nowej koalicji parlamentarnej, wewnętrzne spory będą się toczyć raczej pod dywanem. Ale zaraz potem konflikty w partiach staną się coraz bardziej widoczne, przyjdzie też czas na rozliczenia samej kampanii i osób za nią odpowiedzialnych.
Pierwszym poważnym sprawdzianem dla partyjnych liderów będą wybory marszałka i członków prezydium Sejmu, ich pozycję pokażą też wybory szefów klubów.

Tusk zostaje

W Platformie przywództwo Donalda Tuska wydaje się niezagrożone. Politycy tej partii szacują, że ok. 65 proc. szabel to jego zwolennicy. – To jedyny kierowca – mówi jeden z naszych rozmówców. Ale prawdziwy układ sił w PO pokażą wybory kandydata na marszałka Sejmu i szefa klubu Platformy. Grzegorz Schetyna chciałby ponownie zasiąść w fotelu marszałka, na to ma naciskać Tuska także prezydent Bronisław Komorowski. Tymczasem Tusk, jak twierdzą politycy z otoczenia Schetyny, widziałby go raczej w rządzie. – Będzie chciał, żeby był na łajbie, jeśli ta miałaby zacząć tonąć. Mocny Schetyna poza rządem może być dla niego coraz większym zagrożeniem – twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Reklama
Faworytką Tuska na fotel marszałka ma być z kolei minister zdrowia Ewa Kopacz, ale jej nazwisko pada także na giełdzie nazwisk na nowego szefa klubu. Na tym stanowisku wielu w PO widzi też Cezarego Grabarczyka. – Wszystko zależy od ostatecznego wyniku i nowego rozdania w resortach – mówił nam jeden z polityków PO.



W PiS bez większych zmian

W PiS, podobnie jak w PO, nie zanosi się na zakwestionowanie pozycji lidera. Jarosław Kaczyński chce budować szeroki front prawicowy, od wielu lat marzyło mu się stworzenie ruchu narodowo-ludowego. W tych wyborach wspierały go m.in. środowiska związane z byłym prezydentem Lechem Kaczyńskim, „Gazety Polskiej”, Radia Maryja, a także reprezentujący nurt ludowy Stronnictwo „Piast”. W partii nie widać wyrazistego kontynuatora tej idei, który mógłby być naturalnym następcą Kaczyńskiego.
Prezes PiS mówił w ostatnim wywiadzie dla „Newsweeka”, że sam chciał, aby był nim Janusz Kurtyka, szef IPN, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Zbigniew Ziobro, prawie nieobecny w kampanii, po jakimś czasie może się ubiegać o przywództwo. Ale wydaje się, że wciąż jest za słaby, aby realnie konkurować z Kaczyńskim. Z kolei PiS w ostatnich latach przechodził już kilka rozłamów. Historia pokazuje, że nie wstrząsnęły nim za bardzo, a niektórzy rozłamowcy po pewnym czasie wracali do partii (jak Kazimierz Ujazdowski), inni zostali zmarginalizowani. Dlatego wydaje się, że partii nie grozi poważna erozja. Tym bardziej że Jarosław Kaczyński uważnie układał listy i w klubie parlamentarnym będzie miał z jednej strony zdyscyplinowanych współpracowników, a z drugiej bliskie sobie grono z zaplecza eksperckiego.

Napieralski na rozdrożu

Politycy lewicy starali się do końca kampanii robić dobrą minę do złej gry. Sojusz nie miał pomysłu na kampanię wyborczą, układając listy, Napieralski postawił na nieznanych, ale za to swoich stronników. I szybko za to zapłacił, bo kolejne znane osoby kojarzone ze środowiskami tzw. nowej lewicy zwracały się ku Palikotowi. A ten natychmiast oferował im lepsze miejsca na listach niż Napieralski.
W kampanii szef SLD nie miał wiele do zaproponowania, co szybko przełożyło się na bardzo wyraźny spadek poparcia. Sojusz nie tylko nie potrafił nawiązać walki z dwoma największymi ugrupowaniami – PO i PiS, ale także swoją słabością wzmacniał Ruch Palikota. Odpowiada za to sztab wyborczy, czyli jego najbliżsi współpracownicy. Szef SLD budzi w partii skrajne emocje, a od czasu jego konfliktu i wygranej z Wojciechem Olejniczakiem w wyborach na przewodniczącego partii ma silną grupę zdeklarowanych przeciwników, którzy od dawna czekali na jego potknięcie i na pewno będą się domagać rozliczeń. Przycichli po dobrym wyniku Napieralskiego w I turze wyborów prezydenckich. A jego zwolennicy już zacierali ręce na dobry, nawet 20-proc., wynik w wyborach parlamentarnych i docelowo powrót lewicy do pierwszej politycznej ligi.
Lidera SLD może ocalić wejście do rządu, dlatego sygnały do innych liderów zaczął już otwarcie wysyłać pod koniec kampanii. Może się jednak okazać, że koalicja bez Napieralskiego, za to z ludźmi SLD, będzie dużo bardziej atrakcyjna dla nowego premiera.



Palikot pewny swego

Wybory były także sprawdzianem dla Waldemara Pawlaka, szefa PSL. Jeśli ludowcy będą współtworzyć rząd, jego przywództwo wydaje się pewne. Ale gdyby okazało się, że zabraknie dla nich miejsca w koalicji, pozycję Pawlaka mogą zacząć podważać Jarosław Kalinowski czy Marek Sawicki.
Zwycięsko z kampanii wychodzi Janusz Palikot, który nie musi się obawiać żadnych rozliczeń, bo jego ruch poza nim nie istnieje. Jego przypadek pokazuje pewien potencjał środowisk tzw. nowej lewicy, a także elektoratu radykalnego, miejskich kontestatorów. W przeciwieństwie do lewej strony sceny politycznej widać, że na żadne małe ugrupowania nie ma już za to miejsca pomiędzy PO i PiS.
Nie wiadomo, jaka przyszłość czeka liderów PJN, być może znajdą miejsce w dużych partiach.