Jest powód czy nie, szefowie urzędów na koniec roku przyznają wszystkim pracownikom nagrody. Boją się, że jeżeli nie wydadzą 100 proc. środków z funduszu płac, to w kolejnym roku dostaną na nie mniej.
W grudniu urzędnicy otrzymają od 350 zł do 1,5 tys. zł nagrody, tzw. karpiówki na osobę – wynika z sondy „DGP” przeprowadzonej w ministerstwach, urzędach wojewódzkich i ponad 120 samorządach. W ostatnim miesiącu roku czyszczenie funduszy wynagrodzeń w administracji państwowej trwa więc w najlepsze. Dyrektorzy wydają na nagrody nawet te pieniądze, które zaoszczędzili na chorobach i urlopach pracowników (za zwolnienie lekarskie powyżej 33 dni, urlop macierzyński i bezpłatny płaci ludziom ZUS).
– Zamiast racjonalnie wydawać pieniądze i nagradzać najlepszych, szefowie przyznają bonusy po kolei. Bo jeśli stan wykonania budżetu nie będzie w stu procentach zrealizowany, to w przyszłym roku mogą dostać niższą pulę na płace – potwierdza dr Aleksander Proksa, radca prawny, były prezes Rządowego Centrum Legislacji. W efekcie karpiówki trafiają również do tych, którzy na nie nijak nie zasłużyli. Tym samym stają się niczym innym, jak pewnym elementem rocznego wynagrodzenia. W jednych urzędach większym, w innych mniejszym.
Dla przykładu resort obrony narodowej na nagrody przeznaczy około 800 tys. zł. Jeżeli dostanie je każdy urzędnik to średnio wypadnie po 450 zł na głowę. Mazowiecki Urząd Wojewódzki wyda na nagrody 0,5 mln zł. Również samorządy doceniają swoich pracowników. Blisko po 1,5 tys. zł karpiówki otrzymają średnio pracownicy Urzędu Miasta w Chojnicach. W Katowicach na 1075 osób do podziału jest 1,45 mln zł. W efekcie na urzędnika przypadnie po 1,4 tys. zł. Jak twierdzi Dariusz Czapla z katowickiego magistratu, pieniądze na nagrody zostały zaoszczędzone.
Reklama
Ale nawet te urzędy, które mają kłopoty finansowe, nie rezygnują z bonusów. Niedawno „DGP” pisał, że Urzędowi Miasta w Krakowie zabraknie w przyszłym roku 150 mln zł. Mimo tego prezydent zamierza przekazać dwóm tysiącom urzędników średnio po 800 zł.
Reklama
Urzędnicza nadgorliwość ma podwójne uzasadnienie. Niewydanie wszystkich pieniędzy grozi nie tylko ich obcięciem w kolejnym roku, ale powoduje też, że nadwyżkę trzeba zwrócić do budżetu państwa. Trochę inny mechanizm działa w samorządach. Tu zaoszczędzone na płacach pieniądze można by było przeznaczyć w przyszłym roku na coś innego: edukację, ochronę zdrowia, drogi. – Dlatego, o ile rozumiem zachowanie szefów urzędów centralnych, o tyle postawy samorządowców pojąć nie mogę – mówi dr Stefan Płażek, adwokat z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W 2010 r. na nagrody dla administracji rządowej wydano 600 mln zł. To prawie 10% całego funduszu wynagrodzeń.