Kryzys władzy to dla mnie przede wszystkim fakt, że Donald Tusk i jego ekipa nie rządzi krajem, nie realizuje długofalowej strategii rozwoju. Zamiast tego oni sprawiają wrażenie względnie dobrej sytuacji, w coraz większym stopniu przerzucając koszty na społeczeństwo - mówi portalowi wpolityce.pl Jadwiga Staniszkis. To nie rządzenie, a trwanie, przy jednoczesnym korzystaniu z wszystkich profitów władzy, które są stale konsumowane. Co gorsze, premier Tusk traktuje tę sytuację, jako trampolinę do dalszej kariery - dodaje socjolog.
Jej zdaniem w ekipie Tuska nie ma żadnego poczucia odpowiedzialności, a premier nie nadaje się na to stanowisko. W mojej ocenie Donald Tusk to człowiek słaby, ambitny, pozbawiony dobrych doradców. Jednak ma dużą zdolność przetrwania i niestety obawiam się, że przetrwa i tę sytuację.- twierdzi Staniszkis. Dodaje, że wini temu są sami Polacy, bo ich nie interesuje przetrwanie kraju, a tylko przetrwanie indywidualne.
Niestety, zdaniem socjolog, opozycja nie jest w stanie wykorzystać słabości premiera. Opozycja tymczasem jedynie zapowiada alternatywne wizje. Jarosław Kaczyński otoczony jest ludźmi, którzy nie działają na wyobraźnie, ani inteligencją, ani doświadczeniem, ani błyskiem, ani biografią. Otoczenie Kaczyńskiego nie ma tego czegoś, co mogłoby pociągnąć ludzi - oskarża Staniszkis
Jej zdaniem, jeśli do fatalnej sytuacji politycznej doda się problemy demograficzne, to za sto lat Polaków nie będzie. Jeśli sytuacja się nie zmieni, za sto lat nas nie będzie. W sensie znaczenia kraju, nie będzie nas nawet wcześniej. Rozpływamy się. Indywidualne przetrwanie to za mało, żeby przetrwał kraj i społeczeństwo. Dlatego zła władza nie jest traktowana, jak fundamentalne zagrożenie. A tak właśnie powinna być traktowana - podsumowuje.
Komentarze(474)
Pokaż:
(foto. Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska)
Miała być rewolucja, jest 3 proc. w sondażach. Nachalnie lansowany w mediach Janusz Palikot miał poprowadzić niezadowolonych Polaków do walki z homofobią, rusofobią i zacofaniem. Póki co niedoszłego wodza rewolucji przegonili przeciwnicy ACTA i protestujący taksówkarze. A przeciwko związkowcom musiał złożyć zawiadomienie o pobiciu. Palikot jako trybun ludowy okazał się chybionym pomysłem
Gdy Ruch Palikota zdobył 10 proc. w wyborach, w salonowych mediach zapanowała euforia. „Palikot nam się udał” – pisał entuzjastycznie Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej”. Widział on w zaskakująco dobrym wyniku nowego ugrupowania początek rewolucji: „Głos na Palikota był wyrazem tych samych emocji, które wyprowadzają ludzi na ulice Madrytu czy Tel Awiwu”. Tak opisywał jej program: „Wielu ludzi, wściekłych czy zniesmaczonych tępawym tradycjonalizmem, nietolerancją, patriarchalnymi obyczajami odnalazło w nim trybuna swoich spraw”.
Żakiecik i sandałki na obcasie
„My”, którym udał się Palikot, to nie była tylko „Gazeta Wyborcza”, ale i niemal wszystkie lansujące go medialne tuzy, na czele z Moniką Olejnik i Kamilem Durczokiem. Najbardziej groteskowe były w tej kampanii teksty w prasie kobiecej. „Anna Grodzka wychodzi z szafy” – tytułowała „szczerą, poruszającą rozmowę” w dziale „Znani i lubiani” „Viva”. „Było piękne letnie przedpołudnie. Miałam na sobie czarną spódnicę do połowy łydki, biały cienki żakiecik, biżuterię i sandałki na obcasie” – opowiadała Grodzka.
Z kolei tekst o Palikocie w „Vivie” zatytułowany był „Janusz Palikot – Jaśnie panicz”. „Jaki jest, gdy gasną kamery, w rodzinnym gronie w leśnych ostępach?” – pytał jego autor Roman Praszyński. „Początek trzeciego tysiąclecia. Święta góra Athos. Wśród skał stary monastyr. Pierwsza w nocy. Do dusznej, ciemnej sali wchodzi brodaty mnich z drewnianą kołatką. Palikot zwleka się z posłania. Od wielu dni wędruje od jednego prawosławnego klasztoru do drugiego... Duchowa podróż. Pogubił się w życiu, próbuje odnaleźć szczęście” – czytamy w groteskowym artykule. Czy „My”, którym udał się Palikot, obejmowało jeszcze kogoś poza wielkimi mediami?
Doradca Putina: musimy rozkładać polski katolicyzm
Rok 1998. Aleksander Dugin, przyszły szef zespołu doradców Władimira Putina, udziela wywiadu pismu „Fronda”. Syn generała GRU, filozof i specjalista od geopolityki, działa wówczas w partii narodowo-bolszewickiej. Nie będąc jeszcze oficjalnym przedstawicielem Rosji, szczerze przedstawia swoje geopolityczne koncepcje. Gdy się w nie wczytać, odnajdujemy tam m.in. zarys... ideologii Ruchu Palikota.
Dugin bez ogródek deklaruje, że chciałby likwidacji niepodległej Polski: „My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji (...). Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem za pomocą wywieranego przez nas nacisku maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii. Nie jesteśmy zainteresowani kolonizowaniem tak jak Anglicy, lecz wytyczaniem swoich strategicznych granic geopolitycznych bez specjalnej nawet rusyfikacji, chociaż jakaś tam rusyfikacja powinna być. Rosja (...) nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy”.
Miejsce Polski jest w rządzonej przez Moskwę euroazjatyckiej wspólnocie. Jako główną przeszkodę na tej drodze Dugin widzi polski katolicyzm, który nie może być wchłonięty przez rosyjską tradycję. „Nie wierzę w taką ewolucję i taką mutację katolicyzmu, by mógł on nabrać charakteru eurazjatyckiego” – stwierdza.
„Z Pana punktu widzenia korzystne są wszelkie działania antykatolickie w Polsce?” – pyta autor wywiadu Grzegorz Górny. „Dokładnie tak. Trzeba rozkładać katolicyzm od środka, wzmacniać polską masonerię, popierać rozkładowe ruchy świeckie, promować chrześcijaństwo heterodoksyjne i antypapieskie” – odpowiada przyszły doradca Putina.
Jego zdaniem zarówno Zachód, jak i Wschód chcą pozbawić Polskę jej katolicyzmu, jednak oferta przynależności do rosyjskiej Eurazji jest dla Polski lepsza: „przy nas będziecie mogli przynajmniej rozwijać i realizować swoją słowiańską tożsamość. Im mniej wpływowe są więc siły prowschodnie w lobby antykatolickim, tym wasza sytuacja staje się tragiczniejsza”. „Siły prowschodnie w lobby antykatolickim” – zapamiętajmy tę definicję."
Pieprzy jak potracona.