Kamiński tłumaczył, że odpowiada idea, która przyświecała prezydenckiemu marszowi z okazji Święta Niepodległości. W czasie marszu "Razem dla Niepodległej" Bronisław Komorowski i towarzyszący mu oficjele składali kwiaty pod pomnikami ważnych dla historii Polski postaci z różnych obozów politycznych. I tak hołd oddano Józefowi Piłsudskiemu, Wincentemu Witosowi, Romanowi Dmowskiemu, Ignacemu Daszyńskiemu.

Reklama

Ja byłem zaproszony na ten marsz przez Kancelarię Prezydenta i idea marszu, który ma łączyć Polaków a nie dzielić, mi odpowiada - wyjaśniał europoseł, jednocześnie pogłoski o czekającej na niego ministerialnej tece w prezydenckiej kancelarii nazywając "horrendalną historią". - Mnie z Platformą Obywatelską w dalszym ciągu bardzo dużo dzieli - deklarował, ale zaraz dodał, że nie wierzy również w zamach w Smoleńsku ani nie uznaje Polski za niemiecko-rosyjskie kondominium. Nawiązał tym samym do słów Jarosława Kaczyńskiego.

Ja szanuję emocje Jarosława Kaczyńskiego, bo on ma do nich prawo jak każda z osób, która straciła swoich bliskich w katastrofie smoleńskiej. I tutaj uważam, że jakby też Jarosławowi Kaczyńskiemu naprawdę wolno więcej. Jako człowiekowi. Ale on jest również liderem partii politycznej i każdy z nas obywateli Rzeczpospolitej może zadać sobie pytanie, co by było, gdyby Jarosław Kaczyński z tym poziomem swoich emocji, które dzisiaj są, zaczął rządzić Polską? - zastanawiał się. Przyznał, że pytanie "co by było, gdyby mi się w 2010 roku udało", towarzyszyło mu w czasie marszu z okazji Święta Niepodległości.

Przyznał, że jemu, podobnie jak innym Polakom, przyjdzie wkrótce, w czasie wyborów, podjąć ważną decyzję. Stojąc przy urnie wyborczej, trzeba sobie będzie odpowiedzieć na pytanie, które Kamiński formułuje: co to oznacza dla Polskiego Państwa, jeżeli partia polityczna uważająca, że Rosjanie zabili polskiego prezydenta, dojdzie do władzy.