Były wicepremier, a dziś prawnik, Roman Giertych cytował artykuł z kodeksu karnego, w którym mowa, że każda osoba, która ujawnia stenogram z nielegalnego podsłuchu popełnia przestępstwo zagrożone karą więzienia do lat 2. - To że ktoś jest dziennikarzem nie znaczy, że chroni go immunitet - przekonywał.
Giertych zgodził się, że nalot na redakcję "Wprost" był fuszerką prokuratury i przeszukania powinno się dokonać dopiero po postawieniu zarzutów przedstawicielom redakcji "Wprost".
Jak w Anglii była podobna afera, to dziennikarze zasiedli na ławie oskarżonych, a gazetę zlikwidowano - mówił Giertych i dodał że najprawdopodobniej już niedługo dowiemy się, kto wykonał i zlecił nagrania.
Nie wiem dlaczego wydawca informuje, że źródłem jest biznesmen. To nie musi być prawda - mówił Giertych. Jego zdaniem dziennikarze zasłaniają się dobrem publicznym, tylko są różne oceny, co nim jest.
- Jeśli publiczne osoby rozmawiają o publicznych sprawach, to ja mam wątpliwość czy to prywatna sprawa - odcinał się z kolei Jacek Kondracki. Jego zdaniem ludzie mają prawo poznać treść nagrań i działań redakcji broniłby interesem publicznym.
Mówienie o niskiej szkodliwości publicznej przy ujawnianiu rozmów polskich dyplomatów, to jakiś żart - ripostował Giertych.
Były wicepremier do studia przyniósł też fragmenty akt sprawy, jaka toczyła się przeciwko Sławomirowi Latkowskiemu. Wyrok w tej sprawie już się zatarł. CZYTAJ WIĘCEJ o przeszłości redaktora naczelnego "WPROST">>>>
Szanuję to, ze "gangster" może się nawrócić, ale redaktor Latkowski znów dokonuje przestępstwa - mówił Giertych.
Rozmowę w studio TVN24 na bieżąco komentowano na Twitterze: