Szefowa rządu rozmawiała z Pawłem Wojtunikiem o jego konflikcie z posłem PSL Janem Burym. Ewa Kopacz zapowiedziała wcześniej wyjaśnienie sprawy.
Reklama
CZYTAJ WIĘCEJ: Nowa wojna między szefem CBA a posłem Burym. Mocny list do premier Ewy Kopacz>>>
Kilka dni temu szef CBA wysłał do premier list, w którym zarzucał politykowi ludowców "próbę destabilizacji CBA" i ujawnianie danych funkcjonariuszy z Rzeszowa.
Właśnie na Podkarpaciu CBA prowadzi śledztwo w sprawie, w którą zamieszani są tamtejsi działacze PSL. W lipcu ubiegłego roku agenci Biura przeszukali pomieszczenia użytkowane przez posła Jana Burego. Jemu samemu nie postawiono zarzutów.
CZYTAJ WIĘCEJ O AFERZE PODKARPACKIEJ I WOJNIE JANA BUREGO Z CBA>>>
Komentarze (17)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeLeży przed Elżbietą plackiem czy tańczy przed nią taniec Świętego Wita na czerwonym dywaniku?
Ten skurvviel Wojtunik jest szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego!
Słyszycie: Centralnego Biura Antykorupcyjnego!
An-ty-ko-rup-cyj-ne-go!!!
I bezczelnie korumpuje wicepremiera tego teoretycznego państwa!
A czyni to w sposób następujący:
Macha Bieńkowskiej przed nosem marchewką, czyli możliwością skorzystania z jacuzzi za 10 PLN, a w zamian chce uzyskać dotację 10-20 mln PLN.
I ona na to jak na lato!
No - i co pan na to, panie Seremet?
Palimy budki!
Ale się nie zaciągamy!!!
I okazuje się, że nie jest to czas stracony - bo oto, co wyłowiłem przed chwilą!
Nie jestem samolubem, więc dzielę się z Państwem tym znaleziskiem:
~Ptasie Radio z Chatki Pustelnika: "Stuk-puk!"
A co to była za "przykra sprawa", o której tak często i tak enigmatycznie wspominał Tusk?
Prawie o niej zapomnieliśmy...
Ano - nic wielkiego - nic się takiego, drodzy ziomale i ziofemale, nie stało!
To tylko "wasze" teoretyczne państwo - tym razem w osobach swej najwyższej konstytucyjnej "reprezentacji narodowej", czyli "narodowej kadry" (kadry są jak wiadomo decydujące!), zdecydowało się odwinąć ze sreberka i skonsumować orła z czekolady i w ten oto podobno sposób popełniło samobójstwo, oczywiście bez świadków, bez nieznanych sprawców i bez udziału... i tak dalej ...i tak dalej! Niestety było to państwo opieszałe, więc oficjalnie z zejściem marudziło do piątku po godzinach urzędowania.
Niezależna prokuratoria, niczego oczywiście nieświadoma, grillowała już tymczasem ochoczo sędziom ich niezależne szynki i wycinała co bardziej smakowite i niezbyt wymoczone w szambie kąski...
Policja wyjechała jak co tydzień na ryby (w grzybach oczywiście - duszone - bo to podobno jest ulubiona zagrycha drogówki, zwłaszcza, jeśli i ryby, i grzyby zostały skonfiskowane kłusownikom grasującym w sprywatyzowanych Lasach Państwowych!).
Laboratorium analityczne Komendy Głównej też zostało już zapieczętowane tajną pieczęcią z papieru czerpanego ze znakami wodnymi PWPW i kleju wegetariańskiego (patent 154M nr 101 pułkownika Rzepy, zatwierdzony też na obszarze Federacji Rosyjskiej, żeby pułkownik nie był pozbawiony należnych tantiem w ramach ACTA i dodatku za wysługę lat)!
Poza tym sprzęt laboratoryjny do wykonywania sekcji zwłok państwa i tak został zalany przez nieznanych sprawców w wyniku ostatniej powodzi, a następnie ukradziony i sprzedany na "Allegro" jako ekwipunek do legalnego wykonywania nielegalnych aborcji, a instalacja elektryczna z korytarza wraz z reflektorem i kamerą została wypożyczona do świetlicy zakładu penitencjarnego w Płocku!
Sytuacja była więc następująca:
Lepper w standardowym worku plastykowym, przewiązany w pasie sznurkiem do snopowiązałki, leżał sobie nieruchomo na stole w prosektorium i czekał na sekcję specjalną Biura Ochrony Rządu, która miała czuwać nad nim do poniedziałku, ale niestety się nie pojawiła, bo mamy przeciek, że funkcjonariusze sekcji akurat robili na bazarku uzupełniające zakupy na wspólną biesiadę z drogówką w przydrożnej karczmie "Pod Radarem" i rozbieraną sesję inwigilacyjno-prostytucyjną ze statystkami z opery "TIR-y jadą na wschód"!
Tak więc szafa - jak zawsze - gra i buczy!
Lepper czekał! To znaczy - oczywiście - nie żaden tam Lepper, tylko stygnący trup państwa polskiego.
Lepper - to byłoby jeszcze pół biedy, bo śmierć ubogiego rolnika i hodowcy strusi, który miał z powodu rosyjskiego embarga na strusie poważne kłopoty finansowe, z którego to z kolei powodu wpadł w śmiertelnie poważną depresję - to jest jednak błahostka w porównaniu z samobójstwem państwa.
Lepper zresztą już na nic nie czeka! Jak powiada poetka - Jaś nie doczekał! - Że co? - że nie Jaś tylko Jędruś? - on się już chyba o takie drobiazgi nie będzie handryczył...
Państwo też już na nic nie czeka, ale obywatele - wprost przeciwnie! Jako rasowi kibole - tak ze starego nawyku - ciągle czekają na wynik rozgrywek czy raczej rozrywek sekcji macającej trupa samobójcy w poszukiwaniu portfela! Wiadomo - gawiedź łaknie krwi!
A sekcja podobno trwa i Tusk w białym kitlu asystuje z całą powagą na zydelku przed drzwiami prosektorium - to znaczy oczywiście chciałem powiedzieć: prostytutorium.
Tymczasem "łykend" już dawno upłynął, dowody przestępstwa ulotniły się niepostrzeżenie jak gotówka zrzucona z wiaduktu jako okup za Olewnika i w poniedziałek nie było już po nich nawet śladu!
Normalka, czyli polska rutyna śledcza! Państwo mi wybaczą, ale sobie tymczasem znowu trochę poziewam rozkosznie i parę razy się przeciągnę, bo mnie od tego siedzenia na zydelku i czekania na wyniki śledztwa w kościach łamie!
O! - udało mi się nawet pierdnąć, ale też jakoś tak niemrawo...
Nuda! - jak by powiedział artysta Maklakiewicz w filmie "Rejs"!
Tam oni też chyba płynęli donikąd na jakimś wraku - "Titanica" albo innego "Tupolewa"...
A może to był "Gawron" albo "Feliks Gawronik-Dzierżyński" (nie tylko teraz są w modzie nazwiska podwójne - dawniej też się zdarzały - na przykład pamiętam takie zgrabne arystokratyczne nazwisko Dąb-Kocioł...)?
Nie pamiętam nazwy statku - bo ten "Rejs" to bardzo stary film. I artysta Maklakiewicz nie żyje...
Może zresztą też w nim wtedy jego twórcom chodziło (jakoś tak pokrętnie, żeby cenzura się nie domyśliła) o wrak państwa - taka chytrze ukryta w zakamarkach statku artystyczna alegoria...
Coś jak flaga państwowa zatopiona w słoiku z moczem i ukryta "na lepsze czasy" w piwnicy Muzeum Narodowego!
Albo w gabinecie ministra chałtury i dziadostwa...
Mniejsza o nazwę tamtego wraku, nie ma co się nad nim rozczulać, bo to było podobno zupełnie inne państwo - obce nam i wrogie, bolszewicki moloch czy golem, którego wspólnym wysiłkiem podobno pokonaliśmy, a Bolek wbił nawet osikowy kołek w jego pierś - nie to co nasz obecny umiłowany i nieodżałowany nieboszczyk, który co prawda pokonał z kolei nas, ale tak się przy tym natrudził, że opadł z sił, stracił wszelką nadzieję, wpadł w depresję i popełnił samobójstwo!
Mają państwo rację - zupełnie jak Lepper!
Nie wiem, co Szczepkowska powie tym razem, i chyba nie będę otwierał telewizora, bo jeszcze się rozpłaczę albo nawet zemdleję z wrażenia?
Bo na tle tej rutynowej polskiej śledczej nudy i martwoty ziejącej z nieboszczyka każde żywsze i bardziej entuzjastycznie wypowiedziane słowo brzmi w moich znękanych uszach jak piorun, aż serce mi w piersiach zamiera, a ja sam podskakuję na moim starym taborecie i palcami nie trafiam w rozklekotane klawisze...