Jakich decyzji możemy się spodziewać po szczycie NATO w Warszawie?
Szczyt będzie przełomowy. NATO podejmie kluczowe decyzje o tym, jak dostosować się do nowej sytuacji, pełnej wyzwań w dziedzinie bezpieczeństwa, włączając w to agresywną politykę Rosji. Zdecydowaliśmy, że musimy mocniej zaznaczyć swoją obecność wojskową we wschodniej części Europy. Niektórzy sojusznicy – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy – już zadeklarowali, że będą w czołówce krajów wzmacniających siły w tej części NATO. Ale jest wiele szczegółów, które musimy jeszcze uzgodnić. Rozmawiamy z naszymi planistami, ekspertami wojskowymi. Ostateczne decyzje zapadną w Warszawie.
Słyszeliśmy doniesienia o czterech batalionach na wschodzie, w tym jednym w Polsce. Nie chce pan podać szczegółów?
Nasi sztabowcy sugerują, aby do kilku krajów ze wschodniej części NATO wysłać po batalionie żołnierzy. Nad tym się właśnie zastanawiamy – jaka to będzie siła wojskowa, do których państw wojska zostaną wysłane i jak zostaną rozlokowane. Szczegóły powinny być znane w ciągu kilku tygodni. To tylko jeden z elementów całego planu, który kreśli NATO. USA ogłosiły, że zwiększą swoją obecność we wschodniej Europie, także w Polsce, podwoiły finansowanie tej obecności, będzie więcej wojsk, mowa jest o wyprzedzającym rozmieszczeniu sprzętu i wyposażenia. Nie tylko decydujemy się na wysuniętą obecność wojskową, ale także wzmacniamy gotowość naszych wojsk do reakcji na zagrożenie. Potroiliśmy liczebność sił szybkiego reagowania. 30 tys. żołnierzy, jeśli zajdzie taka potrzeba, może być przerzuconych do każdego miejsca na świecie w bardzo krótkim czasie.
Eksperci mówią, że to wzmocnienie może być niewystarczające, by odeprzeć rosyjską inwazję.
To będzie jasny sygnał, że atak na jednego z członków NATO będzie atakiem na cały Sojusz. Wysunięta obecność wojskowa będzie wielonarodowa i to pokaże jedność całego NATO w myśl zasady „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Wielonarodowe wojska będą współpracować z siłami zbrojnymi kraju, do którego zostały wysłane. Będą w stanie zareagować, jeśli dojdzie do ataku na któregoś z sojuszników. Będzie je można w każdej chwili wzmocnić, jeśli uznamy, że sytuacja tego wymaga. To jeden z elementów naszej strategii obrony i odstraszania. Ale decyzja o takiej właśnie strategii w żadnym razie nie oznacza prowokowania konfliktu zbrojnego. Nam chodzi o to, by nie dopuścić do wojny. Jeśli będziemy silni, zjednoczeni i nieustępliwi, odstraszymy ewentualnego wroga.
Chciałam zapytać o rosyjskie prowokacje na Bałtyku...
Załoga amerykańskiego okrętu zachowała się bardzo odpowiedzialnie. Nie wolno sobie pozwolić na eskalowanie napięcia. Rosyjski myśliwiec wykonał ryzykowny manewr, przeleciał zbyt blisko amerykańskiego statku. Na Morzu Bałtyckim podobne incydenty zdarzały się już wcześniej. Nie zapominajmy też o zestrzeleniu rosyjskiego samolotu nad Turcją. Według mnie to tylko potwierdza, jak ważna jest przejrzystość działania oraz to, by mieć przygotowane plany, które pozwolą na zmniejszenie ryzyka.
Niektóre kraje mogą się obawiać, że przejrzystość może oznaczać odkrywanie przed Rosją wszystkich kart.
Nie. Przejrzystość to dodatek do naszych działań odstraszających. Jesteśmy gotowi, by w taki sposób informować o naszej sile wojskowej, by przesłanie dotyczące odstraszania zabrzmiało jeszcze dobitniej. Odstraszanie to sposób uniknięcia konfliktów. NATO z sukcesem odgrywało taką rolę przez prawie siedem dekad.
Zapadła już decyzja, że wkrótce odbędzie się Rada NATO-Rosja, nie wszyscy z entuzjazmem do tego podchodzili. Czy to prawda, że – wychodząc naprzeciw m.in. obawom Polski – Rada będzie obradować po spotkaniu ministrów obrony Sojuszu, na którym zapadną wstępne decyzje o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO?
Nie mogę zdradzać szczegółów dyskusji w gronie ministrów spraw zagranicznych. Mogę natomiast powiedzieć, że zgodziliśmy się, by przesłaniem była skuteczna obrona i dialog. Uważamy, że nie ma sprzeczności w strategii odstraszania i dialogu. Naszym zdaniem, jeśli będziemy zjednoczeni, silni, zdolni do obrony naszych granic, będziemy mogli angażować się w polityczny dialog z Rosją. Sprawdzamy obecnie możliwości zorganizowania nowego spotkania w ramach Rady NATO-Rosja. Ale nie mogę informować o szczegółach, zanim nie zakończymy konsultacji i nie dopniemy wszystkiego na ostatni guzik.
Chciałabym zapytać także o komentarz do opinii emerytowanego generała NATO, Brytyjczyka Richarda Shirreffa, który stwierdził: „aneksja Krymu zniszczyła porządek ustanowiony po zimnej wojnie i otworzyła drogę do konfliktu zbrojnego z udziałem NATO, do którego może dojść już w przyszłym roku”. Jak pan to skomentuje?
Z tego co wiem, napisał o tym w swojej książce, ale jeszcze jej nie czytałem. Dziwne by było, gdyby sekretarz generalny NATO zaczął komentować ukazujące się na rynku książki, których na dodatek nie przeczytał. Ale chcę podkreślić, że jesteśmy w trakcie odpowiedzi na retorykę przypominającą zimną wojnę, na wyzwania i nowe zagrożenia w Europie z naciskiem na największe wzmocnienie zdolności obronnych od czasu zimnej wojny.
Czy mówimy cały czas tylko o retoryce zimnowojennej, czy już weszliśmy w rzeczywistość zimnowojenną?
Nie weszliśmy w nową fazę zimnej wojny, ale trudno też mówić o jakimkolwiek strategicznym partnerstwem z Rosją, które chcieliśmy stworzyć po zakończeniu zimnej wojny. To jest dla nas całkiem nowa sytuacja, choć od dawna obserwowaliśmy, jak Rosja inwestuje w siły zbrojne i pokazuje światu, że z ich pomocą może zmieniać granice w Europie. To wymaga nowej, stanowczej odpowiedzi ze strony NATO. Dlatego zmieniamy się, dostosowujemy nasze siły zbrojne do nowej sytuacji. Musimy być gotowi na większe wyzwania. Mam na myśli agresywne działania Rosji na wschodzie, wrzący tygiel na południu, zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego, przemoc w Syrii, Iraku czy w Afryce Północnej. Jestem pod wrażeniem, jak NATO mogło się zmienić, by odpowiedzieć w sposób stanowczy, proporcjonalny i obronny na zmienioną sytuację geopolityczną.
Kiedy zostawał pan sekretarzem generalnym NATO, oficjalnie jesienią 2014 r., ale pańską kandydaturę uzgodniono już w marcu, Rosja właśnie dokonywała agresji na wschodniej Ukrainie. To było zaledwie miesiąc po aneksji Krymu. Czy spodziewał się pan, że kierowanie Sojuszem będzie aż takim wyzwaniem?
Polityk zawsze musi być przygotowany na rzeczy niespodziewane. Oczekiwać nieoczekiwanego. To przeświadczenie towarzyszyło mi od dawna. Wiedziałem, że kiedy zostanę sekretarzem generalnym NATO, będę musiał być jeszcze bardziej gotowy na nieoczekiwane wyzwania. Szybko się okazało, że miałem rację. Ale – cóż – to coś w rodzaju ryzyka zawodowego.
WIDEO. J. Stoltenberg: Nie dążymy do konfrontacji z Rosją, staramy się utrzymać dialog