- Agata Duda pożegnała się w sposób zgodny z etykietą, w tej formule, w tym miejscu, w tych okolicznościach – ocenia dr Janusz Sibora, autor książki "Protokół dyplomatyczny. II RP". Jak podkreśla, protokołu było niewiele, bo i wizyta prezydenta USA z małżonką w Polsce nie miała charakteru oficjalnego. – Decydowały też o tym czas i tempo, bo nie zapominajmy, że prezydent USA i jego małżonka mieli już kilkuminutowe opóźnienie – uściśla.
A w takich sytuacjach, jak podkreśla, formy protokolarne zastępowane są przez formy etykietalne – zgodnie z nimi Pierwsze Damy żegnają się i witają pierwsze. – Agata Duda bardzo rezolutnie postąpiła, co po części wynikało też z pewnego klimatu wytworzonej między nimi zażyłości i sympatii. Przecież spędziły ze sobą kilka godzin. Poza tym, jednym gestem podniosła rangę kobiet. To już dodatkowy aspekt, ale też istotny – ocenia.
Zauważa przy tym, że gdyby Agata Duda zachowała się inaczej, to niewykluczone, że to jej dłoń zawisłaby w powietrzu; czytaj: jej godność byłaby urażona. - A tak wyszło naturalnie - mówi i dodaje ostro: - To, że Donald Trump się dziwi, to niech się dziw. I sobie kupi poradnik savoir vivre'u.
To wpadka jednak była?
Dr Janusz Sibora bardziej niż na uścisku dłoni, skupia się na innej sytuacji, do której doszło także na pl. Krasińskim.
– Zupełnie nie rozumiem tego, że Pierwsza Dama USA zagaiła spotkanie, a dopiero potem przemówił prezydent USA. Czy wyobraża pani sobie taką sytuację, że Angela Merkel jedzie do Paryża, ma przemawiać przed Łukiem Triumfalnym, a rozpoczyna prof. Joachim Sauer, który mówi np.: A teraz moja małżonka będzie tutaj przemawiać do Was. - Groteskowość tej sytuacji widzimy w pełni. I to jest prawdziwy problem, na co zwracali uwagę też moi koledzy dyplomaci – kwituje.