To właśnie ona zalegalizowała pisemne polecenia płynące z góry i dotyczące prowadzenia spraw. Dzięki temu szefowie jednostek mogą zgodnie z prawem nakazywać swoim podwładnym, kogo przesłuchać, komu postawić zarzuty czy jakie postępowanie umorzyć. Wcześniej było to wprost zakazane w ustawie.

Reklama

Krytycy zmian alarmowali, że przełożeni – w tym sam prokurator generalny – zyskują możliwość oficjalnego ingerowania w śledztwa. Jak wynika z odpowiedzi na interpelację posłów Platformy Obywatelskiej, od początku marca 2016 r. prokurator generalny bez pośrednio wydał tylko trzy polecenia służbowe, a jego pierwszy zastępca prokurator krajowy Bogdan Święczkowski – dwa.

Pozostałe 16 pochodziło od kolejnych sześciu zastępców PG. Obawy, że będzie to instrument ręcznego sterowania śledztwami, się nie potwierdziły. Ale zdaniem szeregowych śledczych zarówno dawniej, czyli przed reformą, jak i teraz pozostaje możliwość wydawania nieformalnych wytycznych. Oficjalne polecenia, po których zostaje ślad w aktach i od których można się odwołać, są wykorzystywane przez szefów zwykle w przypadkach, gdy podwładny popełnił ewidentny błąd. Wciąż tę oficjalną ścieżkę można jednak obchodzić, np. przez odbieranie śledztw referentom czy przenoszenie ich między wydziałami.

Tak właśnie omijano zakaz wydawania instrukcji, kiedy obowiązywała stara ustawa. Lista spraw, w których prokurator generalny publicznie deklarował, że wyda lub już wydał polecenie podwładnym, jest dłuższa, niż wskazują oficjalne statystyki.

Czy to oznacza, że wiele instrukcji nie było na piśmie? Nie wiadomo, bo Prokuratura Krajowa twierdzi, że nie rejestruje poleceń wydanych przez kierownictwo – mimo że przesłaliśmy jej dane z odpowiedzi na interpelację udzieloną przez samego Bogdana Święczkowskiego.