Politycy od lat jak mantrę powtarzają, że administracja rządowa wymaga odchudzenia. Ale cięć jak nie było, tak nie ma. Za to nastąpiła inna zmiana – szefowie urzędów coraz chętniej likwidują etaty przewidziane dla specjalistów, a w ich miejsce tworzą posady dyrektorskie i kierownicze.

Reklama
To przede wszystkim efekt zniesienia w styczniu 2016 r. konkursów na wyższe stanowiska w służbie cywilnej – umożliwiło to zatrudnianie na nich osób bez doświadczenia administracyjnego. Tylko w ciągu 2016 r. liczba menedżerskich stołków w rządowych urzędach wzrosła o pół tysiąca.

Bo mamy więcej zadań

Z sondy przeprowadzonej w ministerstwach i urzędach wojewódzkich wynika, że ta tendencja utrzymywała się także w 2017 r. W kancelarii premiera na koniec 2016 r. było 46 dyrektorskich posad, a obecnie jest ich już 55. W Ministerstwie Finansów w ciągu roku liczba menedżerów urosła ze 103 do 122. Na ich tle wstrzemięźliwie zachował się resort rolnictwa – dzisiaj pracuje w nim 51 dyrektorów, czyli tylko o dwóch więcej niż pod koniec 2016 r. Tyle samo kierowniczych posad przybyło w Ministerstwie Sportu i Turystyki oraz w resorcie edukacji. Dwa dodatkowe wyższe stanowiska pojawiły się u wojewodów wielkopolskiego i zachodniopomorskiego, a u małopolskiego – trzy.
Po co urzędom tyle nowych szefów? Tłumaczenie, jakie słyszeliśmy, zawsze było takie samo: mamy więcej pracy. – Wzrost liczby stanowisk wynika z przejęcia do realizacji nowych zadań, w tym związanych z koordynacją systemów zabezpieczenia społecznego – odpowiada enigmatycznie Anna Czuchra z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Zdaniem ekspertów, żeby powołać nowego dyrektora i jego zastępcę, nikt nie musi się specjalnie gimnastykować – wystarczy zmienić statut urzędu i zdecydować o utworzeniu nowego biura lub departamentu.
– To najlepiej płatne posady, a poza wyższym wykształceniem i znajomością szefa urzędu lub dyrektora generalnego niczego więcej się od kandydatów nie wymaga. Po zlikwidowaniu konkursów dwa lata temu dyrektorem można zostać z dnia na dzień – komentuje dr Stefan Płażek, adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert ds. administracji publicznej. Dodaje, że w przypadku stanowisk specjalistycznych, których ubywa, jest inaczej. – Tu trzeba wykazać się wiedzą, wygrać konkurs, a na końcu można liczyć na marne pieniądze – kwituje.

Radzą czy się nudzą?

Kolejną po dyrektorach uprzywilejowaną grupą są radcowie ministra, wojewody i innych szefów urzędów. Ich wynagrodzenie wynosi ok. 8 tys. zł na rękę. Co więcej, pełnią oni funkcje samodzielne, co oznacza, że w praktyce nie mają bezpośredniego przełożonego, który monitorowałby ich pracę.
Najczęściej propozycję objęcia takiego stanowiska otrzymują dyrektorzy, których szefowie urzędów nie chcą wyrzucać, tylko dać im czas na znalezienie innego zajęcia. W Ministerstwie Finansów radców jest dzisiaj 129, a w kancelarii premiera – aż 179.
– To absurd, aby jeden minister miał ponad 100 radców! To powinny być góra dwa zespoły, każdy po osiem osób, wytypowane do realizacji określonych celów – uważa prof. dr hab. Tomasz Rostkowski z Instytutu Kapitału Ludzkiego Szkoły Głównej Handlowej. Jego zdaniem obecnie radcowskie stołki są niczym innym jak ciepłą stabilną posadką, na której często nie ciążą żadne obowiązki. Choć zaznacza, że w tak dużej grupie jest kilku byłych wiceministrów, którzy mogą być cennym wsparciem dla obecnego szefa. – Ale też wiele osób, z którymi nie wiedziano, co zrobić, i zaproponowano im stanowiska, które w praktyce nie są nadzorowane – twierdzi prof. Rostkowski.
Eksperci podkreślają, że za pieniądze, z których opłaca się radców ministrów i innych szefów urzędów, można by spokojnie utworzyć porządne stanowiska merytoryczne.
Naczelnicy od niczego
W kancelarii premiera aż 290 spośród zatrudnionych w niej 560 osób zajmuje wysokie stanowiska – są dyrektorami, radcami premiera, szefa kancelarii bądź naczelnikami. Tylko liczba tych ostatnich wzrosła w ciągu roku o 11 i jest ich już łącznie 57. To jednak i tak niewiele w porównaniu z tym, ilu naczelników pracuje dziś w Ministerstwie Finansów – jest ich 275, czyli aż o 59 więcej niż na koniec roku 2016.
– Rola naczelników tak naprawdę sprowadza się tylko do pilnowania, aby pracownicy w miarę szybko oddawali sprawy, które im powierzono – wyjaśnia prof. Jolanta Itrich-Drabarek, były członek Rady Służby Cywilnej, autor komentarza do ustawy o służbie cywilnej. Jej zdaniem bardzo często na jednego naczelnika przypada zaledwie kilku urzędników. I choć te stanowiska są najmniej potrzebne w administracji, to – jak dowodzą przytoczone liczby – obecna władza bardzo chętnie je tworzy.

OPINIA

Wszystko zależy od modelu zarządzania i powierzonych zadań (Dobrosław Dowiat-Urbański szef służby cywilnej)

W ministerstwach, urzędach centralnych i wojewódzkich dyrektor generalny zapewnia właściwe wykonywanie określonych zadań. Ustala regulamin organizacyjny komórek i zatrudnia odpowiednią liczbę pracowników. Innymi słowy, kształtuje politykę kadrową danego urzędu. Poziomu zatrudnienia nie można analizować abstrakcyjnie, w oderwaniu od ilości i wagi wykonywanych zadań. Liczba osób zajmujących stanowiska koordynujące w służbie cywilnej (naczelnicy w odniesieniu do ministerstw i urzędów centralnych, kierownicy oddziałów w urzędach wojewódzkich) zależy zatem od przyjętej struktury organizacyjnej. Niekiedy konieczne jest tworzenie większej liczby mniejszych zespołów, w innych przypadkach tworzy się mniej zespołów, za to obszerniejszych. Zależy to od zadań i przyjętego modelu zarządzania.

Jeśli chodzi o radców (generalnych, ministrów, prezesów urzędów czy wojewodów), to przede wszystkim należy odróżnić ich od doradców politycznych (ci nie należą do korpusu służby cywilnej). Radcowie są grupą stanowisk samodzielnych, to najwyższe funkcje niekierownicze. Ich obsadzenie zazwyczaj wynika ze ścieżki awansu pionowego. Są częścią urzędniczej hierarchii, uregulowanej rozporządzeniem prezesa Rady Ministrów w sprawie określenia stanowisk urzędniczych, wymaganych kwalifikacji zawodowych, stopni służbowych urzędników służby cywilnej, mnożników do ustalania wynagrodzenia oraz szczegółowych zasad ustalania i wypłacania innych świadczeń przysługujących członkom korpusu służby cywilnej.