Manifestacja ruszy o godz. 13 z Ronda de Gaulle'a, następnie przejdzie Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem na Plac Zamkowy. Tam zakończy ją koncert z udziałem polskich muzyków. To już trzecie tego typu wydarzenie organizowane przez PO, Nowoczesną i Komitet Obrony Demokracji; podobne marsze przeszły stołecznymi ulicami w maju 2016 i 2017 roku.

Reklama

- Będziemy protestować, będziemy walczyć o to, żeby wybory były wolne, żebyśmy naszą obecnością potwierdzili jak bardzo nam na tym zależy. Dzisiaj musimy, po 30 latach wolnej Polski budować gwarancję dla wolnych wyborów, dlatego wszyscy razem będziemy protestować w tej sprawie - zapowiada Grzegorz Schetyna w spocie promującym marsz.

Szef Biura Krajowego PO Piotr Borys również nie kryje, że obawia się nieprawidłowości przy tegorocznych, jesiennych wyborach samorządowych. - Stan przygotowań do wyborów prowadzony przez PiS jest tak fatalny, że może dochodzić do różnych nadużyć, być może fałszerstw - ocenia polityk. Dlatego też - jak przypomina - Platforma organizuje w całej Polsce ruch "Wolontariuszy Wolnych Wyborów", którzy mieliby się znaleźć jesienią w każdej komisji wyborczej.

Zgromadzenie zostało zgłoszone do stołecznego ratusza na 50 tysięcy uczestników. Sama Platforma planuje przywieźć do Warszawy 100 autokarów z uczestnikami; ok. 30-50 autokarów ma wynająć Komitet Obrony Demokracji. "Czyli około 7-7,5 tysięcy ludzi na pewno przyjedzie transportem zorganizowanym z Polski" - zapewnia Borys.

Na trasie marszu mają stanąć dwie sceny. Pierwsza zostanie umieszczona na Rondzie de Gaulle'a, na której w krótkich przemówieniach uczestników powitają liderzy opozycji.

Druga, większa usytuowana zostanie na Placu Zamkowym. Tam znów spodziewać się można wystąpień szefów formacji organizujących manifestację, a także samorządowców, kandydatów opozycji na prezydentów miast i zaproszonych gości. Udział w marszu zapowiedzieli m.in. aktorzy: Dorota Stalińska, Jerzy Radziwiłłowicz i Daniel Olbrychski.

Wydarzenie zakończy koncert z udziałem Lecha Janerki i zespołów: Pudelsi, Kobranocka oraz Dogs Head.

Reklama

W piątek organizatorów "Marszu Wolności" skrytykował kandydat PiS i Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy, wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Chodziło o znak drogowy, na którym pojawiła się informacja o zakazie zatrzymywania się i parkowania przy rondzie de Gaulle'a dla pojazdów, które nie będą posiadały identyfikatora organizatorów zgromadzenia.

Jaki ocenił, że znak to "symbol upartyjniania miasta i dzielenia warszawiaków". - Jestem oburzony, że na znaku drogowym można postawić symbol partii politycznej - dodał.

Rzecznik PO Jan Grabiec odpowiedział, że chodzi o bezpieczeństwo osób, które 12 maja zamierzają parkować w miejscach, gdzie zbierze się marsz. - Dla bezpieczeństwa osób, które zostawiają tam samochody, konieczne jest ich usunięcie. Dlatego tego dnia nie będą tam mogły parkować inne auta, niż pojazdy obsługi technicznej – wyjaśnił Grabiec w rozmowie z PAP.

Dwa lata temu marsz opozycji i KOD "Jesteśmy i będziemy w Europie" zgromadził - według szacunków stołecznego ratusza - 240 tys. osób, według policji - w kulminacyjnym momencie wzięło w nim udział 45 tys. ludzi. Przed rokiem w "Marszu Wolności" PO, w kulminacyjnym momencie demonstrowało - zdaniem policji - ok. 12 tys. osób. Ratusz podał z kolei liczbę ponad 90 tys. uczestników manifestacji.

Trwa ładowanie wpisu