Przesłuchanie ministra Jacka Rostowskiego przyniosło spodziewany efekt?
Niestety, minister usiłował zrobić z niego kabaret. To bardzo przykre, gdy wicepremier polskiego rządu, osoba ze sznytem brytyjskiego gentlemana, uważana za kogoś nieprzeciętnego w polskiej polityce ucieka się do takich zachowań. Co gorsza obraża członków komisji, zwłaszcza przewodniczącą, której jako kobiecie należy się przecież szczególny szacunek. Bardzo żałuję, że ze strony pana ministra podczas tego przesłuchania nie padło nic merytorycznego. Poza jednym kuriozalnym stwierdzeniem o tym, że nawet gdyby organy państwa zadziałały prawidłowo, to można byłoby aferę powstrzymać.
Mało tego, minister upierał się nawet, że dzięki temu, iż instytucje państwa nie zadziałały sprawnie, to afera szybciej ujrzała światło dzienne. W jego mniemaniu, gdyby państwo działało prawidłowo i domagało się odpowiednich dokumentów, to Marcin P. zatrudniłby tak dobrych prawników, że byłby w stanie lepiej się bronić, przez co cała sprawa trwałaby dłużej. Przecież to niedorzeczność. Równie dobrze można powiedzieć, że lepiej nie ścigać przestępców, bo prędzej czy później wpadną na gorącym uczynku, a tak to wynajmą adwokata i mogą się obronić. Smutne, że człowiek, który był ministrem, nie rozumie na czym polega praca w administracji publicznej. Swoją drogą, to niestety dobrze odzwierciedlało czas rządów PO-PSL i mentalność części urzędników w Polsce – lepiej nie robić nic, aby się nie narażać. Wtedy zawsze jakoś będzie.
Komisja działa już prawie od dwóch lat. Czy jesteśmy coraz bliżej tego, żeby dowiedzieć się co stało się z pieniędzmi oszukanych klientów?
Obawiam się, że wielu rzeczy się nie dowiemy. W takich sytuacjach, gdy działa się post factum - tak jak nasza komisja, która powstała kilka lat po aferze - można pokazać jedynie pewne mechanizmy i znaleźć odpowiedzialne za nieprawidłowości osoby. Jednak boję się, że teraz trudno będzie ustalić, co stało się z pieniędzmi. Byłoby to dużo łatwiejsze, gdyby podczas funkcjonowania Amber Gold odpowiednie służby użyły dostępnych instrumentów pozwalających na ustalenie bieżących transferów środków. Teraz, jeśli ktoś je już komuś przekazał i wywiózł z kraju bądź schował, to sprawa może okazać się nie do rozwiązania. Pozostaje jedynie czekać na osobę, która zechce o tym mówić. Takie śledztwa przeprowadzane wiele lat po aferze są bardzo trudne. Zarówno z punktu widzenia działania komisji śledczej, jak i prokuratury. Organy państwowe powinny w latach 2009-2012 działać tak, aby nie dopuścić do zaistniałej sytuacji. Fakt, że tego nie zrobiono i nie ostrzegano ludzi kładzie się cieniem na poprzednich rządach.
A może ówczesne przepisy nie dawały takiej możliwości?
Istniały odpowiednie przepisy. Niestety, służby ich nie przestrzegały i zawiodły. To był typowy błąd ludzki, który jednak bardzo dziwi, zważywszy, że w wywiadzie skarbowym jest dużo przedstawicieli ABW. Można było zaradzić tej sprawie.
Kto zawinił?
Jako komisja kierujemy zawiadomienia do prokuratury – obecnie złożyliśmy ich ponad dwadzieścia. Dotyczą one urzędników niższego szczebla. Odpowiedzialni są też ich przełożeni – jeśli nie brali bezpośredniego udziału w tym procederze, to pozwalali na chaos w swoich instytucjach, o którym dobrze wiedzieli.
Skoro najprawdopodobniej nie dowiemy się co się stało z pieniędzmi klientów Amber Gold, to jaki jest cel przesłuchiwania Donalda Tuska?
Rolą komisji śledczej jest nie tylko znalezienie tych pieniędzy, ale też ustalenie dlaczego organy państwa zawiodły i kto to zrobił – premier, minister, wiceminister, dyrektor departamentu czy urzędu, a następnie wyciągnięcie konsekwencji prawnych. Ważne jest również ustalenie wszystkich powiązań. Chcemy zmienić funkcjonowanie organów państwa w taki sposób, aby nie było już takiej bierności, o której mówił minister Rostowski, że urzędnicy powinni nic nie robić, bo sprawa się prędzej czy później sama się wyjaśni. Komisja jest po to, aby urzędnicy należycie spełniali swoje obowiązki.
Czego spodziewają się państwo po zeznaniach byłego premiera?
Nie chciałbym tego przesądzać. Ważni politycy dzisiejszej opozycji najczęściej próbują bagatelizować komisję, zasłaniają się niepamięcią i nie jesteśmy w stanie przez to wiele się dowiedzieć. Mam nadzieję, że Donald Tusk nie będzie się wygłupiał podczas przesłuchania. Chciałbym, aby z nami współpracował, bo nie jest podejrzanym, tylko świadkiem. Liczę na to, że będzie chciał pomóc wszystkim tym poszkodowanym, którzy stracili swoje pieniądze, a także wskazać, jakie działania podjąć na przyszłość, aby takie sytuacje jak ta z Amber Gold już nigdy więcej nie miały miejsca. Mam nadzieję, że przesłuchanie nie będzie kolejnym politycznym spektaklem, chociaż trudno oczywiście całkowicie abstrahować od polityki.
Ile jeszcze potrwają prace komisji?
Myślę, że na jesieni zakończymy swoją pracę. Pozostało nam przesłuchać ministra Arabskiego, premiera Tuska i kilka osób związanych z Amber Gold. Być może odbędą się też jakieś konfrontacje. Po tym nastąpi końcowy raport.
Pojawiają się zarzuty, że termin przesłuchania Donalda Tuska nie jest przypadkowy. Ma on służyć partii rządzącej w kontekście trwającej wtedy kampanii wyborczej.
To nieprawda. Technika przesłuchiwania świadków była identyczna jak zawsze w tego typu przypadkach - przesłuchiwano od najniższego do najwyższego szczebla. Dlatego najpierw zbierano wiedzę od zwykłych urzędników, dyrektorów izb skarbowych czy urzędów, potem dyrektorów ministerstw, wiceministrów, ministrów i dopiero na końcu od premiera. Nie było sensu przesłuchiwać Donalda Tuska na początku – niewiele by to wniosło poza politycznym spektaklem. Rozmowa z nim najwięcej da, gdy odbędzie się na końcu. Tak robi się podczas każdego śledztwa.
Prokurator Generalny był jednak przesłuchiwany dużo wcześniej.
Tak, ale to dlatego, że posiadał on wiedzę z innych postępowań. Sprawa została podzielona też na poszczególne wątki, ten prokuratorski był po prostu rozwijany wcześniej.